Po
długim dniu w szkole nastolatkowie wrócili zmęczeni do domu.
Nauczyciele czepiali się Shauna o wszystko, co możliwe. Jawnie
pokazywali, że go nie lubili, ba!, nawet mu to powiedzieli. Jednak
najśmieszniejsze było to, że Marry próbowała zdobyć jego
względy różnymi (niekoniecznie moralnymi) sposobami. Charlie jakoś
nie mogła sobie wyobrazić ich razem objętych i kroczących przez
korytarz. Ta myśl tak ją rozśmieszyła, że potknęła się o
stopień schodów.
Od
przekroczenia progu Nefil miał z nią zamieszkać w jednym budynku
po to, aby w razie konieczności mógł interweniować i zabrać ją
do bezpiecznego miejsca. Zameldowali swoją obecność Ronny, którą
znaleźli w kuchni.
– Dobrze,
dobrze. Przydzieliłam ci pokój naprzeciwko Charlie, pasuje ci coś
takiego, Shaun? – powiedziała, wykrzywiając usta w grymasie. Nie
czekając na odpowiedź, dodała pogardliwie: – Niedługo
wyjeżdżam, więc miło, że zaopiekujesz się tym miejscem.
Charlie
spojrzała na nią jak na idiotkę, ale darowała wtrącenie swojego
zdania. Znała Przywódczynię i wiedziała, że ta tylko pokręciłaby
z politowaniem głową. Nastolatka stała niepewnie na brudnych
płytkach, przyglądając się swoim zielonym martensom, które w
jednej chwili zrobiły się najciekawszą rzeczą w pomieszczeniu.
– Przybędzie
tutaj również mój zaufany przyjaciel, Lorcan, któremu pozostawię
wszystkie formalności i to on będzie pilnował wszystkiego, ty mu
tylko pomożesz, Shaun – oznajmiła, mierząc podejrzliwym wzrokiem
chłopaka. Najwyraźniej nie była zadowolona z pomysłu Michaela,
ale jak Charlie zauważyła, Najwyższy był szefem tej placówki i
samej Ronny; nie mogła kwestionować jego decyzji. – Pójdę się
pakować... – rzekła sama do siebie, przeczesując machinalnie
gęste włosy. Shaun ciągle uśmiechał się głupkowato, co
denerwowało nastolatkę. Miała zamiar szturchnąć chłopaka
łokciem w brzuch, ale uchronił się przed atakiem. Przywódczyni
wyszła, zostawiając dwójkę w pomieszczeniu.
Momentalnie chłopak klapnął
ciężko na siedzenie, przybierając swoją obojętną minę.
– Jak
w ogóle wkręciłeś się w bycie moim ochroniarzem? – zapytała
Charlie, siadając naprzeciwko. Chwyciła dwie szklanki, nalała soku
pomarańczowego i jedną podała koledze. – Bo mam nadzieję, że
trochę się na tym znasz.
– Długa
historia – odparł niechętnie, popijając orzeźwiający napój.
Dziewczyna świdrowała go przez chwilę wzrokiem, myśląc, że to
pomoże w przekonaniu go do zabrania głosu, ale nie widząc
oczekiwanych skutków, dała sobie spokój.
– A jak straciłeś
węch? – zagadnęła jeszcze raz.
– Musisz
wyzbyć się tej ciekawości, bo to wkurwiające – burknął. –
Miałem potyczkę z wilkołakiem, jeżeli tak bardzo cię to
interesuje.
– Nie musisz być
taki agresywny – warknęła zdenerwowana. Wstała i rozglądnęła
się po kuchni, szukając czegoś do przekąszenia. Chwyciła jabłko,
po czym wyszła z pomieszczenia, kierując się w stronę swojego
pokoju.
Uśmiechnęła
się na myśl, że będzie miała pełną samowolkę na szukanie
Pierwotnego Kodeksu, nie narażając się Ronny. Nie sądziła, aby
ten cały Lorcan był szkodliwy – wyobrażała go sobie jako
całkowicie posłusznego, naiwnego chłopaczka, zagubionego w świecie
Innych. Bo w końcu jakich znajomych miała Przywódczyni, której,
tak naprawdę, nikt nie brał na poważnie?
Przeszła
przez obskurny korytarz, który wyglądał jak opuszczona szpitalna
poczekalnia. Tapeta odrywała się od ściany, pokazując
wcześniejszy żółtawy kolor. Podłoga, od
której śmierdziało płynem do podłóg, była podrapana i brudna.
Weszła
po drewnianych schodach i zauważyła Shauna, który stał na
pierwszym piętrze, przeglądając jakąś gazetę. Jakim
do cholery cudem znalazł się tutaj szybciej ode mnie?!,
pomyślała, marszcząc brwi.
– Stało się coś? –
zapytała, stojąc nadal na stopniu. Chłopak wzdrygnął się i
odwrócił w kierunku dziewczyny. Kiwnął głową, ale po chwili
pokręcił gwałtownie.
– Musimy
porozmawiać. Dowiedziałem się czegoś ciekawego – powiedział, a
następnie ruszył naprzód, najwyraźniej w kierunku pokoju Charlie.
Kiedy
ty się tego dowiedziałeś, skoro przed chwilą byłeś w kuchni?,
zdziwiła się, stojąc jeszcze przez jakiś czas na schodach. Kiedy
się ocknęła, pobiegła szybko na górę i weszła do komórki.
Shaun siedział już na jej łóżku, przyglądając się wystrojowi.
– O co chodzi? –
zagaiła.
– Po
pierwsze, niedługo wyprowadzisz się do Michaela, będziesz miała
tam własny pokój, po drugie...
– Chwila, chwila. Jak
to mam się wyprowadzić? Chyba sobie kpisz! – burknęła,
otwierając szeroko okno. – Nie zamierzam się stąd ruszać.
– Posłuchaj,
zbliżają się twoje urodziny, nie sądzisz, że lepiej byłoby ci w
mieszkaniu Michaela? W końcu jemu nic nie zrobią. – Pokręcił z
niedowierzaniem głową. – Przestań myśleć tylko o własnych
kaprysach. To dla ciebie jest ważniejsze od bezpieczeństwa?
Nie
odpowiedziała. Fuknęła coś pod nosem, po czym chwyciła zeszyt do
geometrii, udając, że się uczy, jednak w myślach próbowała
zabić Nefila. Wbijała mu w ciało igły, noże i inne ostre
przedmioty, a Shaun krzyczał z bólu.
– Ale z ciebie
sadystka, żeby mnie tak dźgać... – syknął z lekkim
rozbawieniem, wyrywając jej przedmiot z ręki. Odłożył go na
miejsce, a następnie spojrzał dziewczynie głęboko w oczy. –
Wiem, że to nie będą łatwe zmiany, Charlie, ale musisz się
dostosować.
– Dobra, co było tą
drugą rzeczą?
Westchnął cicho i
przeczesał swoje długie włosy, najwyraźniej zastanawiając się,
jak ubrać w słowa to, co chciał powiedzieć. Po chwili zaczął:
– Dowiedziałem
się, że Najwyżsi za dwa dni organizują poważne zebranie, gdzie
będą omawiać twoją sytuację. Jeden z nich, Reynold, wpadł na
pomysł, aby zamknąć cię w którymś świecie i przetrzymywać do
skończenia dwudziestego piątego roku życia, a tam szkolić.
Michael zamierza zabrać cię ze sobą i tam zdecydują, co z tobą
zrobić.
Kiwnęła głową na
zrozumienie. Była pewna, że Michael nie zgodzi się na to, aby
zatrzymali ją gdzieś przez tyle lat. Sama na pewno nie chciała
takiego rozwoju wydarzeń. Żyć jak więzień? Nie podobało jej się
to.
– Spotkamy
się dzisiaj z nim, aby omówić jeszcze jedną kwestię, także o
drugiej w nocy wyjdź przed rezydencję. Będę na ciebie czekać. –
Wstał, otrzepał spodnie z odruchu i ruszył w kierunku drzwi. Na
końcu jeszcze dodał: – Charlie, przemyśl całą sytuację. Nie
zachowuj się jak rozkapryszone dziecko.
Machnęła za nim obojętnie
ręką, nie przejmując się ostatnim zdaniem. Sądziła, że chłopak
nie znał jej jeszcze, dlatego nie mógł osądzać jej postępów i
zachowań. Nie lubiła takich typów ludzi, którzy zajmują się
drugim człowiekiem, a swoich wad nie zauważają. Takich typów było
bardzo dużo na świecie.
Przyłożyła dłoń do
czoła, po czym stwierdziła, że miała gorączkę. Położyła się
na łóżku, słuchając Slayera dobiegającego z innego
pomieszczenia (zapewne z pokoju Shauna). Przytuliła do siebie
poduszkę, próbując ignorować hałas, odwróciła się, a
następnie zasnęła, rozmyślając nad spotkaniem z Michaelem.
***
Otworzyła
powoli oczy, niezupełnie świadoma, gdzie się znajduje. Zerknęła
na zegarek: siedemnasta dwadzieścia. Spała trzy godziny. Wstała i
rozciągnęła obolałe
od złego ułożenia na łóżku mięśnie. Ubrała się,
po czym wyszła z pomieszczenia.
Chciała
pójść do biblioteki poszukać Kodeksu, ale ponieważ Ronny nadal
przebywała w rezydencji, możliwość zdobycia go w tamtej chwili
była bardzo nikła.
Zeszła
po schodach na dwór, po czym rozejrzała się po podwórku.
Stwierdziła, że Shaun nie będzie jej mieć za złe, jeżeli
pójdzie na krótki spacer. Nie zauważyła nikogo. Ruszyła do lasu,
do swojego ulubionego miejsca. Szła przez kilka minut ściółką
wysłaną drobnymi gałązkami, a kiedy znalazła się pomiędzy
rozgałęzieniem dróżki, przeszła prosto do wysokich sosen.
Odchyliła krzaczki i weszła na małą polankę, która otoczona
była gęstwiną różnorodnych krzaków i drzew. Na środku łączki
znajdowała się mała, stara ławeczka bez oparcia. Padało na nią
światło słoneczne, co pobudzało do refleksji. Uśmiechnęła się
na ten widok. Podbiegła tam i położyła się na siedzeniu,
wdychając świeże powietrze.
Tamto
miejsce znała ona i kilka innych osób – głównie starszych
ludzi, którzy przychodziły po to, aby się zrelaksować
(przynajmniej tak sądziła). Można było przemyśleć kilka spraw,
pouczyć się w ciszy i zrobić coś dziwnego, na przykład mówić
do ptaka siedzącego na jednej z gałązek.
Obróciła się na bok, a
następnie wyciągnęła rękę, aby urwać małą stokrotkę.
Odrywała jej płatki bezmyślnie. Odrzuciła łodygę za siebie, a
następnie nałożyła rękę na oczy, zasłaniając rażące słońce.
Zastanawiała się nad tym,
jakby to było być zamkniętym w jakimś świecie. Może świecie
krasnoludów, świecie ogrów...? Nie spotkała się nigdy z takimi
Innymi, a słyszała tylko w opowiastkach Ronny. To musiałaby być
miła odmiana. W końcu tam by jej nie szukali, a przynajmniej tak
myślała.
Nagle
ktoś ją szturchnął. Wystraszona wzdrygnęła się i szybko
podniosła z ławeczki, zderzając się czołem z drugą osobą.
Zamknęła oczy z bólu, po czym przyłożyła dłoń do głowy,
masując obolałe miejsce. Wkurzona, że ktoś ją wystraszył,
zerknęła groźnie na człowieka. Od razu mina jej zrzedła, kiedy
rozpoznała w nim chłopaka, który ostatnio jej się naprzykrzał.
– Co ty tu robisz? –
warknęła.
Czarnowłosy
również się zdenerwował, najwyraźniej nie spodziewając się
takiego obrotu sprawy. Jako śmiertelny odczuwał podwójny ból w
porównaniu do Nefilów, dlatego trzymał się mocno za głowę,
czekając, aż ustanie.
– Mógłbym o to samo
zapytać.
Przyglądnęła
mu się. Wyglądał żałośnie: zmięta koszula, poniszczone jeansy
i potargane buty. Tak głupio to wyglądało, że aż śmiesznie.
Spojrzała na jego wielkie dłonie. Na
wskazującym palcu znajdował się dziwny pierścień, który
skądś kojarzyła. Zmarszczyła brwi, a następnie zerknęła
przypadkowo w bok. Zauważyła jakiś dziennik z napisem, ale nie
zwróciła na to jakiejś większej uwagi. Rozjuszona wstała
gwałtownie, potrącając obolałego chłopaka. Na zeszycie widniało
nazwisko jej najlepszego przyjaciela. Nie dowierzając chwyciła w
dłonie zeszyt i pobiegła w kierunku prześwitu w krzakach.
Czarnowłosy dostrzegł to. Przetarł jeszcze oczy i ruszył za nią,
biegnąc najszybciej, jak tylko się da, aczkolwiek Charlie była o
wiele szybsza. Jakim
cudem, skoro jestem najszybszy w drużynie lekkoatletycznej!,
przeszło mu przez myśl.
Nefilka
była o kilkanaście centymetrów mniejsza od człowieka, dlatego
szybciej przedostała się do rozgałęzienia ścieżki.
Przyśpieszyła, pewna, że tamten jeszcze nie dobiegł do gęstwiny
krzaków. Odwróciła się i zobaczyła wystające nogi, dlatego
lekko zwolniła, utrzymując ludzkie tempo. Była już o jakieś
osiemset metrów przed nim. Chłopak widząc jak daleko znajduje się
Charlie, stanął jak wryty, odprowadzając ją wzrokiem.
Zdenerwowany osunął się na ziemię. Obwiniał się o to, że wziął
ze sobą dziennik przyjaciela. Jak
mogłem być tak głupi?,
warczał w myślach.
***
Nie czując w ogóle
zmęczenia, zadowolona weszła na podwórko. Udało jej się zostawić
za sobą chłopaka. Na szczęście nie podjął próby gonitwy
dziewczyny. Rezydencja znajdowała się na uboczu, ale tacy ciekawscy
ludzie jak tamten czarnowłosy zechciałby wejść do środka i
powęszyć.
– Gdzie
byłaś? – zapytał Shaun, siedząc na stopniu schodków.
Uśmiechnęła się do niego. Ciągła myśl, skąd tamten człowiek
zdobył dziennik Xaviera, przechodziła jej po głowie, nie dając
spokoju. Fakt, że przyjaźnił się z Nefilem nie zmieniał postaci
rzeczy. Xavier nie był głupi, na pewno nie dałby czegoś tak
ważnego komuś nic nie znaczącemu.
– Przejść się –
odpowiedziała.
– Co masz w ręce? –
Dalej zadawał głupie pytania.
– Coś
fajnego, co idę właśnie przeczytać – oznajmiła. Wesołym
krokiem weszła
po schodkach, ale w połowie drogi Shaun chwycił ją za rękę.
– Ukradłaś to
komuś?
Wyrwała się z jego uścisku
i krzyknęła:
– Co cię to
obchodzi? Zajmij się wreszcie sobą!
Pokręcił głową i znowu
westchnął, co zdenerwowało ją jeszcze bardziej. Odwróciła się
i poszła dalej.
– Pozwól
o siebie zadbać. Teraz wszystko się zmieni, zmienisz się ty. A ja
się o ciebie tylko, do jasnej cholery, martwię, więc przestań
zgrywać najważniejszą,
bo nie wszyscy żyją twoimi kaprysami –
powiedział do niej, wysyłając jej wiadomość przez myśli. Nie
zareagowała na to i wbiegła do swojego pokoju.
– Dałbyś
mi już święty spokój! – ryknęła. Rzuciła na łóżko
dziennik, a następnie zdjęła sweterek. Wkurzona chwyciła
kosmetyczkę i weszła do toalety z zamiarem wzięcia długiej,
odświeżającej kąpieli.
***
O wyznaczonej przez Shauna
godzinie Charlie wymknęła się po cichu z pokoju, nie chcąc
obudzić lokatorów. Narzuciła na siebie płaszczyk, a upewniwszy
się, że nikt jej nie widział, wyszła z rezydencji.
Na podwórku stał już
tyłem do dziewczyny Shaun i palił, patrząc na niebo. Nefilka
podeszła do niego, po czym wyrwała mu używkę z ręki.
– Nie
skończyłem! – warknął cicho, próbując odzyskać skradzionego
papierosa. Chuchnął dymem prosto w twarz Charlie, ale szybko
rzuciła peta na ziemię i zdeptała go. Pomachała przed sobą ręką,
próbując odgonić paskudny opar.
– Palenie jest
szkodliwe – odpowiedziała, zasłaniając nos dłonią.
– Dzięki, że nagle
cię to zainteresowało – rzekł z ironią, wkładając ręce do
kieszeni. Ruszył naprzód, nie czekając na Nefilkę. Dreptała za
nim, nie zamierzając odzywać się więcej. Gdyby wiedziała, gdzie
znajduje się mieszkanie Michaela, poszła by tam sama, ale była
skazana na spacer z chłopakiem.
Przeszli
przez kawałek lasu. Nagle usłyszeli głośne łamanie badyli na
ziemi, dlatego Charlie ukryła się za wielkim drzewem, a po chwili
Shaun stanął za nią, napierając całym swoim ciałem. Ktoś
przeszedł niedaleko nich. Długowłosy wychylił się lekko i
dostrzegł wampirzycę z rezydencji, która szukała czegoś do
zjedzenia. Nie dziwił się, że nie polowała na ludzi – w końcu
zabroniono tego od pewnego incydentu z udziałem przyjaciela Charlie.
Kilka minut później
dziewczyna złapała jakieś zwierzę i uciekła w kierunku
mieszkania. Nefilka odepchnęła od siebie chłopaka, mrucząc pod
nosem niezrozumiałe słowa.
– Aż tak ci to
przeszkadzało? – zarechotał, wkładając ręce do kieszeni
spodni. Ruszyli dalej, ignorując się nawzajem.
Chwilkę
zajęło im dotarcie do znajomej chatki. Weszli do środka i przeszli
przez krwistego koloru korytarz. Charlie postawiła niepewny krok
naprzód, rozglądając się po salonie Michaela. Dostrzegła małe
zdjęcie przedstawiające uśmiechniętych Michaela, Shauna i jeszcze
jakiegoś chłopaka, całkiem podobnego do nastolatka. Do pokoju
wszedł ubrudzony mąką Najwyższy, podając przyjaźnie rękę
dziewczynie.
– Cieszę
się, że przyszliście. – Wskazał ręką na sofę, dlatego
obydwoje usiedli i czekali, aż Michael zacznie rozmowę, bo nie
paliło im się do tego. Michael
zniknął jeszcze w drugim pomieszczeniu, zostawiając ich samych.
Charlie czuła coś dziwnego, co nie dawało jej spokoju. Jakieś
kłucie w klatce piersiowej. Chciała coś zrobić,
aby się tego pozbyć, ale nie wiedziała co.
W jednej chwili stała się niepewna siebie, skruszona i zła,
spoglądając na kolegę.
– Shaun, coś mi się
dzieje. Czuję się, jakbym miała zaraz przepraszać cały świat...
– powiedziała niepewnie. Nefil spojrzał na nią zdziwiony, lecz
po chwili uśmiechnął się głupkowato.
– Czyżby
zżerało cię poczucie winy? – spytał. W tej samej chwili wrócił
Michael z trzeba kubkami w dłoniach. Podał dwie gościom, a trzecią
zostawił na boku, zapewne dla siebie. Charlie przyjęła niechętnie
gorącą czekoladę. Zerknęła jeszcze szybko na Shauna, który
rozluźnił się.
– Jestem pewien, że
Shaun przedstawił ci już sprawę ze spotkaniem z Najwyższymi i
zamieszkaniem u mnie. Masz jakieś pytania?
Chciała zapytać, dlaczego
w ogóle ma się przeprowadzać, ale powstrzymała się i pokręciła
głową.
– Dobrze.
– Kiwnął głową, przeszywając Nefilkę swoimi czarnymi oczami.
– Przepraszam, że musieliście przyjść tutaj tak późno, cały
dzień byłem zajęty, a lepiej się spotkać dziś niż jutro –
powiedział szybko, ale Charlie i Shaun nie przejmowali się czasem.
– No, okej. Obmówiłem jeszcze sprawę tego spotkania z jednym
przyjacielem, który również będzie zasiadał w Ławie razem ze
mną, i przedstawimy pomysł, aby pozyskać pomoc od jakiejś rasy.
To będzie naprawdę pomocne, ale to może ty zaproponujesz, kogo
byśmy mogli wziąć pod uwagę?
Spodobał
jej się taki pomysł i zastanowiła się chwilkę. Na pewno nie
chciała wciągać żadnej ze stron Dobrych ani Złych. Aniołowie i
demony odpadają, chociaż miała ochotę sprzymierzyć się z
aniołami, ponieważ uwielbiała ich logiczny sposób myślenia. Po
chwili namysłu zdecydowała się wybrać elfów albo krasnoludów.
Przedstawiła to Michaelowi.
– Krasnoludy
są chciwe,
łatwo
by nas zdradziły. Elfy to najbezpieczniejszy wybór, ponieważ oni
nie angażują się w sprawie zdobycia ciebie. Musisz
przekazać ten pomysł na spotkaniu Najwyższych, jestem pewien, że
wszyscy się zgodzą.
– Ale w jaki sposób
będą nam pomagać? – zapytała.
– Dobre
pytanie. Otóż to wyjaśni ci Shaun
–
zwrócił się do nastolatka –
prawda?, ponieważ nie dysponuję odpowiednim czasem. Przepraszam za
ściągnięcie was na te kilka minut, na pewno teraz byście spali.
– Nie
ma sprawy – odpowiedział za nich Shaun, uśmiechając się
promiennie. Razem z Michaelem wyszli razem do innego pokoju,
zostawiając dziewczynę
znowu samą.
Nie czekając na kolegę
przemknęła się przez korytarz i czmychnęła z chatki. Wiedząc
już, jak trafić do rezydencji, pobiegła w jej stronę. Nie miała
ochoty stanąć twarzą w twarz z Nefilem. Po raz pierwszy czuła się
tak zażenowana. Poczucie winy? Nie wiedziała, co takiego złego
zrobiła, ale myśli ciągle nakierowywały ją na chamskie odzywki
do Shauna. Jęknęła cicho. Chciałaby, aby wszystko powróciło do
tego, jak było wcześniej. Nie miała takich problemów, tylko
nudne, beztroskie życie.
***
Rano przebudziła się
gwałtownie, odchylając na krześle. Spadł z niej koc, ale nie
przypominała sobie, aby przykrywała się nim. Pomyślała o Shaunie
i od razu klapnęła w czoło dłonią, próbując na razie o nim
zapomnieć.
Na
biurku leżał otwarty na pierwszej stronie dziennik Xaviera.
Zasnęła, nie czytając nawet linijki. Zaspana wstała i podeszła
do okna, ponieważ usłyszała ciężkie zamykanie drzwiczek od
samochodu na podwórku. Ronny w okularach przeciwsłonecznych
rozmawiała z jakimś wysokim gościem, który stał tyłem do okna.
To
chyba ten Lorcan,
pomyślała, marszcząc brwi. Ziewnęła, narzuciła na siebie
sweter, po czym wyszła z pokoju. Kiedy domykała drzwi, naprzeciwko
niej pojawił się zaspany Shaun z potarganymi włosami. Uśmiechnęła
się na ten widok i poczochrała go po głowie, zapominając o
incydentach z wczoraj. Zbulwersowany odsunął się od niej i fuknął
pod nosem:
– Z czego się
śmiejesz?
Nie
odpowiedziała na zaczepkę i zeszła po schodach. Gdy była już na
parterze, do domu wszedł umięśniony i ogromny mężczyzna w
okrągłych okularach przeciwsłonecznych. Rozglądał się po
bokach, oceniając stan budynku wewnątrz. Po jego wyrazie twarzy
można było wywnioskować, że nie podobało mu się tam. Charlie
skrzywiła się, ale nie chcąc po sobie niczego poznać, przeszła
szybko do kuchni, gdzie w ekspresowym tempie zrobiła śniadanie dla
dwóch osób – dla niej i dla Shauna. W ten sposób miała
dać mu do zrozumienia, że chce go przeprosić.
Chwilę później do
pomieszczenia weszła Ronny z Lorcanem, śmiejąc się głośno,
przez co Nefilka rzuciła im wściekłe spojrzenie.
– Charlie, to jest
właśnie Lorcan – oznajmiła Przywódczyni, wskazując radośnie
na bruneta. Nefilka skinęła tylko głową, nie patrząc nawet na
niego, a następnie dokończyła parzenie kawy. Kiedy się odwróciła,
wpadła z impetem na gościa, przez co wytrąciła z ręki łyżeczki.
– Przepraszam –
wydukała. Spojrzała do góry, by zobaczyć, jak zareagował. Z
przerażenia upuściła na podłogę porcelanę z cukrem, która
stłukła się na drobne kawałeczki. Ronny zdziwiona spojrzała na
Nefilkę, po czym zaczęła zbierać odłamki.
– Och, Charlie. Nie
bój się tego... – powiedziała, kręcąc głową.
Jak
się nie bać braku nosa i ust?!,
zapytała się Charlie z przerażeniem w myślach.