wtorek, 25 listopada 2014

Rozdział 5 – Wy­rozu­miałość jest owo­cem zna­jomości włas­nych błędów

Po długim dniu w szkole nastolatkowie wrócili zmęczeni do domu. Nauczyciele czepiali się Shauna o wszystko, co możliwe. Jawnie pokazywali, że go nie lubili, ba!, nawet mu to powiedzieli. Jednak najśmieszniejsze było to, że Marry próbowała zdobyć jego względy różnymi (niekoniecznie moralnymi) sposobami. Charlie jakoś nie mogła sobie wyobrazić ich razem objętych i kroczących przez korytarz. Ta myśl tak ją rozśmieszyła, że potknęła się o stopień schodów.
Od przekroczenia progu Nefil miał z nią zamieszkać w jednym budynku po to, aby w razie konieczności mógł interweniować i zabrać ją do bezpiecznego miejsca. Zameldowali swoją obecność Ronny, którą znaleźli w kuchni.
– Dobrze, dobrze. Przydzieliłam ci pokój naprzeciwko Charlie, pasuje ci coś takiego, Shaun? – powiedziała, wykrzywiając usta w grymasie. Nie czekając na odpowiedź, dodała pogardliwie: – Niedługo wyjeżdżam, więc miło, że zaopiekujesz się tym miejscem.
Charlie spojrzała na nią jak na idiotkę, ale darowała wtrącenie swojego zdania. Znała Przywódczynię i wiedziała, że ta tylko pokręciłaby z politowaniem głową. Nastolatka stała niepewnie na brudnych płytkach, przyglądając się swoim zielonym martensom, które w jednej chwili zrobiły się najciekawszą rzeczą w pomieszczeniu.
– Przybędzie tutaj również mój zaufany przyjaciel, Lorcan, któremu pozostawię wszystkie formalności i to on będzie pilnował wszystkiego, ty mu tylko pomożesz, Shaun – oznajmiła, mierząc podejrzliwym wzrokiem chłopaka. Najwyraźniej nie była zadowolona z pomysłu Michaela, ale jak Charlie zauważyła, Najwyższy był szefem tej placówki i samej Ronny; nie mogła kwestionować jego decyzji. – Pójdę się pakować... – rzekła sama do siebie, przeczesując machinalnie gęste włosy. Shaun ciągle uśmiechał się głupkowato, co denerwowało nastolatkę. Miała zamiar szturchnąć chłopaka łokciem w brzuch, ale uchronił się przed atakiem. Przywódczyni wyszła, zostawiając dwójkę w pomieszczeniu.
Momentalnie chłopak klapnął ciężko na siedzenie, przybierając swoją obojętną minę.
– Jak w ogóle wkręciłeś się w bycie moim ochroniarzem? – zapytała Charlie, siadając naprzeciwko. Chwyciła dwie szklanki, nalała soku pomarańczowego i jedną podała koledze. – Bo mam nadzieję, że trochę się na tym znasz.
– Długa historia – odparł niechętnie, popijając orzeźwiający napój. Dziewczyna świdrowała go przez chwilę wzrokiem, myśląc, że to pomoże w przekonaniu go do zabrania głosu, ale nie widząc oczekiwanych skutków, dała sobie spokój.
– A jak straciłeś węch? – zagadnęła jeszcze raz.
– Musisz wyzbyć się tej ciekawości, bo to wkurwiające – burknął. – Miałem potyczkę z wilkołakiem, jeżeli tak bardzo cię to interesuje.
– Nie musisz być taki agresywny – warknęła zdenerwowana. Wstała i rozglądnęła się po kuchni, szukając czegoś do przekąszenia. Chwyciła jabłko, po czym wyszła z pomieszczenia, kierując się w stronę swojego pokoju.
Uśmiechnęła się na myśl, że będzie miała pełną samowolkę na szukanie Pierwotnego Kodeksu, nie narażając się Ronny. Nie sądziła, aby ten cały Lorcan był szkodliwy – wyobrażała go sobie jako całkowicie posłusznego, naiwnego chłopaczka, zagubionego w świecie Innych. Bo w końcu jakich znajomych miała Przywódczyni, której, tak naprawdę, nikt nie brał na poważnie?
Przeszła przez obskurny korytarz, który wyglądał jak opuszczona szpitalna poczekalnia. Tapeta odrywała się od ściany, pokazując wcześniejszy żółtawy kolor. Podłoga, od której śmierdziało płynem do podłóg, była podrapana i brudna. Weszła po drewnianych schodach i zauważyła Shauna, który stał na pierwszym piętrze, przeglądając jakąś gazetę. Jakim do cholery cudem znalazł się tutaj szybciej ode mnie?!, pomyślała, marszcząc brwi.
– Stało się coś? – zapytała, stojąc nadal na stopniu. Chłopak wzdrygnął się i odwrócił w kierunku dziewczyny. Kiwnął głową, ale po chwili pokręcił gwałtownie.
– Musimy porozmawiać. Dowiedziałem się czegoś ciekawego – powiedział, a następnie ruszył naprzód, najwyraźniej w kierunku pokoju Charlie. Kiedy ty się tego dowiedziałeś, skoro przed chwilą byłeś w kuchni?, zdziwiła się, stojąc jeszcze przez jakiś czas na schodach. Kiedy się ocknęła, pobiegła szybko na górę i weszła do komórki. Shaun siedział już na jej łóżku, przyglądając się wystrojowi.
– O co chodzi? – zagaiła.
– Po pierwsze, niedługo wyprowadzisz się do Michaela, będziesz miała tam własny pokój, po drugie...
– Chwila, chwila. Jak to mam się wyprowadzić? Chyba sobie kpisz! – burknęła, otwierając szeroko okno. – Nie zamierzam się stąd ruszać.
– Posłuchaj, zbliżają się twoje urodziny, nie sądzisz, że lepiej byłoby ci w mieszkaniu Michaela? W końcu jemu nic nie zrobią. – Pokręcił z niedowierzaniem głową. – Przestań myśleć tylko o własnych kaprysach. To dla ciebie jest ważniejsze od bezpieczeństwa?
Nie odpowiedziała. Fuknęła coś pod nosem, po czym chwyciła zeszyt do geometrii, udając, że się uczy, jednak w myślach próbowała zabić Nefila. Wbijała mu w ciało igły, noże i inne ostre przedmioty, a Shaun krzyczał z bólu.
– Ale z ciebie sadystka, żeby mnie tak dźgać... – syknął z lekkim rozbawieniem, wyrywając jej przedmiot z ręki. Odłożył go na miejsce, a następnie spojrzał dziewczynie głęboko w oczy. – Wiem, że to nie będą łatwe zmiany, Charlie, ale musisz się dostosować.
– Dobra, co było tą drugą rzeczą?
Westchnął cicho i przeczesał swoje długie włosy, najwyraźniej zastanawiając się, jak ubrać w słowa to, co chciał powiedzieć. Po chwili zaczął:
– Dowiedziałem się, że Najwyżsi za dwa dni organizują poważne zebranie, gdzie będą omawiać twoją sytuację. Jeden z nich, Reynold, wpadł na pomysł, aby zamknąć cię w którymś świecie i przetrzymywać do skończenia dwudziestego piątego roku życia, a tam szkolić. Michael zamierza zabrać cię ze sobą i tam zdecydują, co z tobą zrobić.
Kiwnęła głową na zrozumienie. Była pewna, że Michael nie zgodzi się na to, aby zatrzymali ją gdzieś przez tyle lat. Sama na pewno nie chciała takiego rozwoju wydarzeń. Żyć jak więzień? Nie podobało jej się to.
– Spotkamy się dzisiaj z nim, aby omówić jeszcze jedną kwestię, także o drugiej w nocy wyjdź przed rezydencję. Będę na ciebie czekać. – Wstał, otrzepał spodnie z odruchu i ruszył w kierunku drzwi. Na końcu jeszcze dodał: – Charlie, przemyśl całą sytuację. Nie zachowuj się jak rozkapryszone dziecko.
Machnęła za nim obojętnie ręką, nie przejmując się ostatnim zdaniem. Sądziła, że chłopak nie znał jej jeszcze, dlatego nie mógł osądzać jej postępów i zachowań. Nie lubiła takich typów ludzi, którzy zajmują się drugim człowiekiem, a swoich wad nie zauważają. Takich typów było bardzo dużo na świecie.
Przyłożyła dłoń do czoła, po czym stwierdziła, że miała gorączkę. Położyła się na łóżku, słuchając Slayera dobiegającego z innego pomieszczenia (zapewne z pokoju Shauna). Przytuliła do siebie poduszkę, próbując ignorować hałas, odwróciła się, a następnie zasnęła, rozmyślając nad spotkaniem z Michaelem.

***

Otworzyła powoli oczy, niezupełnie świadoma, gdzie się znajduje. Zerknęła na zegarek: siedemnasta dwadzieścia. Spała trzy godziny. Wstała i rozciągnęła obolałe od złego ułożenia na łóżku mięśnie. Ubrała się, po czym wyszła z pomieszczenia.
Chciała pójść do biblioteki poszukać Kodeksu, ale ponieważ Ronny nadal przebywała w rezydencji, możliwość zdobycia go w tamtej chwili była bardzo nikła.
Zeszła po schodach na dwór, po czym rozejrzała się po podwórku. Stwierdziła, że Shaun nie będzie jej mieć za złe, jeżeli pójdzie na krótki spacer. Nie zauważyła nikogo. Ruszyła do lasu, do swojego ulubionego miejsca. Szła przez kilka minut ściółką wysłaną drobnymi gałązkami, a kiedy znalazła się pomiędzy rozgałęzieniem dróżki, przeszła prosto do wysokich sosen. Odchyliła krzaczki i weszła na małą polankę, która otoczona była gęstwiną różnorodnych krzaków i drzew. Na środku łączki znajdowała się mała, stara ławeczka bez oparcia. Padało na nią światło słoneczne, co pobudzało do refleksji. Uśmiechnęła się na ten widok. Podbiegła tam i położyła się na siedzeniu, wdychając świeże powietrze.
Tamto miejsce znała ona i kilka innych osób – głównie starszych ludzi, którzy przychodziły po to, aby się zrelaksować (przynajmniej tak sądziła). Można było przemyśleć kilka spraw, pouczyć się w ciszy i zrobić coś dziwnego, na przykład mówić do ptaka siedzącego na jednej z gałązek.
Obróciła się na bok, a następnie wyciągnęła rękę, aby urwać małą stokrotkę. Odrywała jej płatki bezmyślnie. Odrzuciła łodygę za siebie, a następnie nałożyła rękę na oczy, zasłaniając rażące słońce.
Zastanawiała się nad tym, jakby to było być zamkniętym w jakimś świecie. Może świecie krasnoludów, świecie ogrów...? Nie spotkała się nigdy z takimi Innymi, a słyszała tylko w opowiastkach Ronny. To musiałaby być miła odmiana. W końcu tam by jej nie szukali, a przynajmniej tak myślała.
Nagle ktoś ją szturchnął. Wystraszona wzdrygnęła się i szybko podniosła z ławeczki, zderzając się czołem z drugą osobą. Zamknęła oczy z bólu, po czym przyłożyła dłoń do głowy, masując obolałe miejsce. Wkurzona, że ktoś ją wystraszył, zerknęła groźnie na człowieka. Od razu mina jej zrzedła, kiedy rozpoznała w nim chłopaka, który ostatnio jej się naprzykrzał.
– Co ty tu robisz? – warknęła.
Czarnowłosy również się zdenerwował, najwyraźniej nie spodziewając się takiego obrotu sprawy. Jako śmiertelny odczuwał podwójny ból w porównaniu do Nefilów, dlatego trzymał się mocno za głowę, czekając, aż ustanie.
– Mógłbym o to samo zapytać.
Przyglądnęła mu się. Wyglądał żałośnie: zmięta koszula, poniszczone jeansy i potargane buty. Tak głupio to wyglądało, że aż śmiesznie. Spojrzała na jego wielkie dłonie. Na wskazującym palcu znajdował się dziwny pierścień, który skądś kojarzyła. Zmarszczyła brwi, a następnie zerknęła przypadkowo w bok. Zauważyła jakiś dziennik z napisem, ale nie zwróciła na to jakiejś większej uwagi. Rozjuszona wstała gwałtownie, potrącając obolałego chłopaka. Na zeszycie widniało nazwisko jej najlepszego przyjaciela. Nie dowierzając chwyciła w dłonie zeszyt i pobiegła w kierunku prześwitu w krzakach. Czarnowłosy dostrzegł to. Przetarł jeszcze oczy i ruszył za nią, biegnąc najszybciej, jak tylko się da, aczkolwiek Charlie była o wiele szybsza. Jakim cudem, skoro jestem najszybszy w drużynie lekkoatletycznej!, przeszło mu przez myśl.
Nefilka była o kilkanaście centymetrów mniejsza od człowieka, dlatego szybciej przedostała się do rozgałęzienia ścieżki. Przyśpieszyła, pewna, że tamten jeszcze nie dobiegł do gęstwiny krzaków. Odwróciła się i zobaczyła wystające nogi, dlatego lekko zwolniła, utrzymując ludzkie tempo. Była już o jakieś osiemset metrów przed nim. Chłopak widząc jak daleko znajduje się Charlie, stanął jak wryty, odprowadzając ją wzrokiem. Zdenerwowany osunął się na ziemię. Obwiniał się o to, że wziął ze sobą dziennik przyjaciela. Jak mogłem być tak głupi?, warczał w myślach.

***

Nie czując w ogóle zmęczenia, zadowolona weszła na podwórko. Udało jej się zostawić za sobą chłopaka. Na szczęście nie podjął próby gonitwy dziewczyny. Rezydencja znajdowała się na uboczu, ale tacy ciekawscy ludzie jak tamten czarnowłosy zechciałby wejść do środka i powęszyć.
– Gdzie byłaś? – zapytał Shaun, siedząc na stopniu schodków. Uśmiechnęła się do niego. Ciągła myśl, skąd tamten człowiek zdobył dziennik Xaviera, przechodziła jej po głowie, nie dając spokoju. Fakt, że przyjaźnił się z Nefilem nie zmieniał postaci rzeczy. Xavier nie był głupi, na pewno nie dałby czegoś tak ważnego komuś nic nie znaczącemu.
– Przejść się – odpowiedziała.
– Co masz w ręce? – Dalej zadawał głupie pytania.
– Coś fajnego, co idę właśnie przeczytać – oznajmiła. Wesołym krokiem weszła po schodkach, ale w połowie drogi Shaun chwycił ją za rękę.
– Ukradłaś to komuś?
Wyrwała się z jego uścisku i krzyknęła:
– Co cię to obchodzi? Zajmij się wreszcie sobą!
Pokręcił głową i znowu westchnął, co zdenerwowało ją jeszcze bardziej. Odwróciła się i poszła dalej.
– Pozwól o siebie zadbać. Teraz wszystko się zmieni, zmienisz się ty. A ja się o ciebie tylko, do jasnej cholery, martwię, więc przestań zgrywać najważniejszą, bo nie wszyscy żyją twoimi kaprysami – powiedział do niej, wysyłając jej wiadomość przez myśli. Nie zareagowała na to i wbiegła do swojego pokoju.
– Dałbyś mi już święty spokój! – ryknęła. Rzuciła na łóżko dziennik, a następnie zdjęła sweterek. Wkurzona chwyciła kosmetyczkę i weszła do toalety z zamiarem wzięcia długiej, odświeżającej kąpieli.

***

O wyznaczonej przez Shauna godzinie Charlie wymknęła się po cichu z pokoju, nie chcąc obudzić lokatorów. Narzuciła na siebie płaszczyk, a upewniwszy się, że nikt jej nie widział, wyszła z rezydencji.
Na podwórku stał już tyłem do dziewczyny Shaun i palił, patrząc na niebo. Nefilka podeszła do niego, po czym wyrwała mu używkę z ręki.
– Nie skończyłem! – warknął cicho, próbując odzyskać skradzionego papierosa. Chuchnął dymem prosto w twarz Charlie, ale szybko rzuciła peta na ziemię i zdeptała go. Pomachała przed sobą ręką, próbując odgonić paskudny opar.
– Palenie jest szkodliwe – odpowiedziała, zasłaniając nos dłonią.
– Dzięki, że nagle cię to zainteresowało – rzekł z ironią, wkładając ręce do kieszeni. Ruszył naprzód, nie czekając na Nefilkę. Dreptała za nim, nie zamierzając odzywać się więcej. Gdyby wiedziała, gdzie znajduje się mieszkanie Michaela, poszła by tam sama, ale była skazana na spacer z chłopakiem.
Przeszli przez kawałek lasu. Nagle usłyszeli głośne łamanie badyli na ziemi, dlatego Charlie ukryła się za wielkim drzewem, a po chwili Shaun stanął za nią, napierając całym swoim ciałem. Ktoś przeszedł niedaleko nich. Długowłosy wychylił się lekko i dostrzegł wampirzycę z rezydencji, która szukała czegoś do zjedzenia. Nie dziwił się, że nie polowała na ludzi – w końcu zabroniono tego od pewnego incydentu z udziałem przyjaciela Charlie.
Kilka minut później dziewczyna złapała jakieś zwierzę i uciekła w kierunku mieszkania. Nefilka odepchnęła od siebie chłopaka, mrucząc pod nosem niezrozumiałe słowa.
– Aż tak ci to przeszkadzało? – zarechotał, wkładając ręce do kieszeni spodni. Ruszyli dalej, ignorując się nawzajem.
Chwilkę zajęło im dotarcie do znajomej chatki. Weszli do środka i przeszli przez krwistego koloru korytarz. Charlie postawiła niepewny krok naprzód, rozglądając się po salonie Michaela. Dostrzegła małe zdjęcie przedstawiające uśmiechniętych Michaela, Shauna i jeszcze jakiegoś chłopaka, całkiem podobnego do nastolatka. Do pokoju wszedł ubrudzony mąką Najwyższy, podając przyjaźnie rękę dziewczynie.
– Cieszę się, że przyszliście. – Wskazał ręką na sofę, dlatego obydwoje usiedli i czekali, aż Michael zacznie rozmowę, bo nie paliło im się do tego. Michael zniknął jeszcze w drugim pomieszczeniu, zostawiając ich samych. Charlie czuła coś dziwnego, co nie dawało jej spokoju. Jakieś kłucie w klatce piersiowej. Chciała coś zrobić, aby się tego pozbyć, ale nie wiedziała co. W jednej chwili stała się niepewna siebie, skruszona i zła, spoglądając na kolegę.
– Shaun, coś mi się dzieje. Czuję się, jakbym miała zaraz przepraszać cały świat... – powiedziała niepewnie. Nefil spojrzał na nią zdziwiony, lecz po chwili uśmiechnął się głupkowato.
– Czyżby zżerało cię poczucie winy? – spytał. W tej samej chwili wrócił Michael z trzeba kubkami w dłoniach. Podał dwie gościom, a trzecią zostawił na boku, zapewne dla siebie. Charlie przyjęła niechętnie gorącą czekoladę. Zerknęła jeszcze szybko na Shauna, który rozluźnił się.
– Jestem pewien, że Shaun przedstawił ci już sprawę ze spotkaniem z Najwyższymi i zamieszkaniem u mnie. Masz jakieś pytania?
Chciała zapytać, dlaczego w ogóle ma się przeprowadzać, ale powstrzymała się i pokręciła głową.
– Dobrze. – Kiwnął głową, przeszywając Nefilkę swoimi czarnymi oczami. – Przepraszam, że musieliście przyjść tutaj tak późno, cały dzień byłem zajęty, a lepiej się spotkać dziś niż jutro – powiedział szybko, ale Charlie i Shaun nie przejmowali się czasem. – No, okej. Obmówiłem jeszcze sprawę tego spotkania z jednym przyjacielem, który również będzie zasiadał w Ławie razem ze mną, i przedstawimy pomysł, aby pozyskać pomoc od jakiejś rasy. To będzie naprawdę pomocne, ale to może ty zaproponujesz, kogo byśmy mogli wziąć pod uwagę?
Spodobał jej się taki pomysł i zastanowiła się chwilkę. Na pewno nie chciała wciągać żadnej ze stron Dobrych ani Złych. Aniołowie i demony odpadają, chociaż miała ochotę sprzymierzyć się z aniołami, ponieważ uwielbiała ich logiczny sposób myślenia. Po chwili namysłu zdecydowała się wybrać elfów albo krasnoludów. Przedstawiła to Michaelowi.
– Krasnoludy są chciwe, łatwo by nas zdradziły. Elfy to najbezpieczniejszy wybór, ponieważ oni nie angażują się w sprawie zdobycia ciebie. Musisz przekazać ten pomysł na spotkaniu Najwyższych, jestem pewien, że wszyscy się zgodzą.
– Ale w jaki sposób będą nam pomagać? – zapytała.
– Dobre pytanie. Otóż to wyjaśni ci Shaun – zwrócił się do nastolatka – prawda?, ponieważ nie dysponuję odpowiednim czasem. Przepraszam za ściągnięcie was na te kilka minut, na pewno teraz byście spali.
– Nie ma sprawy – odpowiedział za nich Shaun, uśmiechając się promiennie. Razem z Michaelem wyszli razem do innego pokoju, zostawiając dziewczynę znowu samą.
Nie czekając na kolegę przemknęła się przez korytarz i czmychnęła z chatki. Wiedząc już, jak trafić do rezydencji, pobiegła w jej stronę. Nie miała ochoty stanąć twarzą w twarz z Nefilem. Po raz pierwszy czuła się tak zażenowana. Poczucie winy? Nie wiedziała, co takiego złego zrobiła, ale myśli ciągle nakierowywały ją na chamskie odzywki do Shauna. Jęknęła cicho. Chciałaby, aby wszystko powróciło do tego, jak było wcześniej. Nie miała takich problemów, tylko nudne, beztroskie życie.
***

Rano przebudziła się gwałtownie, odchylając na krześle. Spadł z niej koc, ale nie przypominała sobie, aby przykrywała się nim. Pomyślała o Shaunie i od razu klapnęła w czoło dłonią, próbując na razie o nim zapomnieć.
Na biurku leżał otwarty na pierwszej stronie dziennik Xaviera. Zasnęła, nie czytając nawet linijki. Zaspana wstała i podeszła do okna, ponieważ usłyszała ciężkie zamykanie drzwiczek od samochodu na podwórku. Ronny w okularach przeciwsłonecznych rozmawiała z jakimś wysokim gościem, który stał tyłem do okna. To chyba ten Lorcan, pomyślała, marszcząc brwi. Ziewnęła, narzuciła na siebie sweter, po czym wyszła z pokoju. Kiedy domykała drzwi, naprzeciwko niej pojawił się zaspany Shaun z potarganymi włosami. Uśmiechnęła się na ten widok i poczochrała go po głowie, zapominając o incydentach z wczoraj. Zbulwersowany odsunął się od niej i fuknął pod nosem:
– Z czego się śmiejesz?
Nie odpowiedziała na zaczepkę i zeszła po schodach. Gdy była już na parterze, do domu wszedł umięśniony i ogromny mężczyzna w okrągłych okularach przeciwsłonecznych. Rozglądał się po bokach, oceniając stan budynku wewnątrz. Po jego wyrazie twarzy można było wywnioskować, że nie podobało mu się tam. Charlie skrzywiła się, ale nie chcąc po sobie niczego poznać, przeszła szybko do kuchni, gdzie w ekspresowym tempie zrobiła śniadanie dla dwóch osób – dla niej i dla Shauna. W ten sposób miała dać mu do zrozumienia, że chce go przeprosić.
Chwilę później do pomieszczenia weszła Ronny z Lorcanem, śmiejąc się głośno, przez co Nefilka rzuciła im wściekłe spojrzenie.
– Charlie, to jest właśnie Lorcan – oznajmiła Przywódczyni, wskazując radośnie na bruneta. Nefilka skinęła tylko głową, nie patrząc nawet na niego, a następnie dokończyła parzenie kawy. Kiedy się odwróciła, wpadła z impetem na gościa, przez co wytrąciła z ręki łyżeczki.
– Przepraszam – wydukała. Spojrzała do góry, by zobaczyć, jak zareagował. Z przerażenia upuściła na podłogę porcelanę z cukrem, która stłukła się na drobne kawałeczki. Ronny zdziwiona spojrzała na Nefilkę, po czym zaczęła zbierać odłamki.
– Och, Charlie. Nie bój się tego... – powiedziała, kręcąc głową.
Jak się nie bać braku nosa i ust?!, zapytała się Charlie z przerażeniem w myślach.


czwartek, 10 lipca 2014

Rozdział 4 – W niebie nie śpią tylko święci*



Szli równym krokiem, wymieniając się co jakiś czas niepewnymi spojrzeniami. Charlie czuła się bardzo nieswojo, ponieważ nikt nigdy nie był aż tak blisko niej jak teraz Shaun. Dręczyła ją myśl, że nawet go nie znała i nie wiedziała, czego mogła się po nim spodziewać. Nie przyjęła do końca wiadomości o tym, że ten chłopak miał być jej „ochroniarzem”. Postanowiła, że nie będzie oceniała ludzi po pozorach, ale jednak niepokój przejął nad nią władzę.
Przyglądnęła mu się dokładniej i stwierdziła, że wcale nie był taki brzydki, za jakiego uchodził na początku. Jego włosy były pokryte czarnym smarem, a po zmyciu go przybrały całkiem inny odcień. Nigdy by nie pomyślała, że mógł mieć brązową czuprynę.
Kiedy Charlie zobaczyła, że Shaun odkrył jak mu się przygląda, od razu odwróciła głowę w drugim kierunku, nie chcąc patrzeć na jego głupi, ironiczny uśmiech. Chłopak zaśmiał się cicho, klepiąc przy tym Nefilkę po plecach.
Shaun…? – zapytała niepewnie, wkładając ręce do kieszeni.
No co?
Tak właściwie… to dlaczego się na mnie rzuciłeś? No wiesz, wtedy, kiedy chciałeś mnie zabrać do Michaela – zaczęła. – Czy nie prościej by było, gdybyś mi powiedział o tym wprost? Skoro to takie ważne, to na pewno bym z tobą poszła.
Chłopak spojrzał na nią tępo, jakby nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał.
Ty się chyba sama nie znasz. Powiedz mi, zgodziłabyś się gdziekolwiek ze mną udać, skoro nie miałaś pojęcia, kim jestem?
Nie odpowiedziała i przyśpieszyła kroku. Nie chciała o tym rozmawiać. Nie lubiła, kiedy ktoś mówił, jaka jest. Przez tyle lat robiła to samo, więc nie wiedziała, jakby zareagowała w nowych sytuacjach. Nie rozmyślała nad tym, ale teraz nie mogła pozbyć się tej myśli.
Hej, tylko się nie przegrzej z tym myśleniem! – krzyknął radośnie Shaun, szokując przy tym Charlie.
Twoja Samoistna Umiejętność to czytanie w myślach?! – warknęła, wściekła na niego.
Shaun uśmiechnął się tylko i pobiegł przez las, zostawiając dziewczynę w tyle. Charlie tupnęła nogą jak małe dziecko, wkurzona na chłopaka. Ruszyła za nim, przeklinając go w myślach.

* * *

Nefilka usiadła z kolegą na murku, przyglądając się uczniom. Dostrzegła tam Marry, która wskazywała na nich palcami, najwyraźniej niezadowolona. Charlie speszyła się trochę i spojrzała na Shauna, ale nie było go obok. Zdezorientowana rozejrzała się w poszukiwaniu swojego ochroniarza, ale nigdzie nie mogła go dostrzec. Wkurzyła się i zaczęła machać nogami, które obijały się raz za razem o beton.
Pomyślała w tej chwili o Xavierze. Zastanawiała się, co porabia, ale podejrzewała, że na pewno nic przyjemnego. Nie za bardzo wiedziała, co robiło się w piekle, ale była pewna, że zdrajców nie traktowało się tam ulgowo.
Xavier, powiedz mi, co chcesz robić w przyszłości? – zapytała Charlie, uśmiechając się do niego.
Chłopak spojrzał na małą dziewczynkę, podrzucając jabłko. Zastanowił się przez chwilkę, po czym odpowiedział:
Chciałbym móc cię chronić, Charlie – powiedział i pochylił się nad nią, mierzwiąc jej włosy.
Byłbyś moim aniołem stróżem? – Wyszczerzyła się i zaczęła rysować niewidzialną aureolę nad głową Xaviera.
Już nim jestem, Charlie. Nie pozwolę, by ktoś cię skrzywdził, dobrze? Kiedy będziesz miała kłopoty albo po prostu będziesz chciała porozmawiać, pomyśl o mnie, a na pewno zjawię się w kilka sekund!
Nefilka uśmiechnęła się na myśl o tym wspomnieniu. Miała osiem lat, kiedy poznała Xaviera. Był od niej dużo starszy, lecz nigdy nie zdradził swojego wieku. Z wyglądu przypominał młodego mężczyznę, obcym wydawał się poważny, a gdy do kogoś się przywiązał, zawsze mówił, że nigdy tej osoby nie opuści. Charlie nie obwiniała go o to, że zostawił ją samą. Na jego miejscu też miałaby dość. To prześladowanie, wyzwiska kierowane w jego stronę… a to wszystko przez ich pobratymców, ich rasę! Nienawidziła swojej „rodziny” od dziecka, przed nikim się nie otwierała. Dopiero kiedy pojawił się Xavier i zaopiekował się nią, jej nienawiść zelżała.
Ty! – burknął ktoś, podchodząc do niej. Podniosła wzrok i spojrzała prosto w twarz czarnowłosemu chłopakowi, który niedawno jej się naprzykrzał. – Chciałem z tobą porozmawiać.
Daj mi spokój… – warknęła, zeskakując. Już odwróciła się i miała zamiar odejść, ale chłopak chwycił ją za ramię i przyparł do muru, nie chcąc puścić. – Powiedziałam już, zostaw mnie!
Charlie… chciałem cię przeprosić… – westchnął. – Zachowałem się jak dupek, każąc ci powiedzieć prawdę. Ale zrozum, to jest dla mnie naprawdę ważne!
Nefilka wyszarpnęła się z jego uścisku i odepchnęła go od siebie. Nie chciała mieć z nim nic wspólnego, nie potrzebowała jego wyjaśnień. Pokazał, czego chciał i była pewna, że nie spocznie, dopóki nie dowie się prawdy.
Odwal się ode mnie – powiedziała, chwytając swoją torbę.
Ale…
Nie słyszałeś? Spierdalaj. – Usłyszała głośny, stanowczy głos Shauna, który ściskał koszulę człowieka w dłoniach, trzymając go mocno. Po chwili odepchnął go i odwrócił się do Charlie.
Ta tylko spojrzała na niego i odeszła, zostawiając ich samych. Postanowiła udać się do biblioteki, czyli miejsca, które było omijane szerokim łukiem przez uczniów. Charlie, jako typ samotnika, taki obrót sprawy jak najbardziej się podobał, a pani bibliotekarka zawsze witała ją radosnym uśmiechem. Nazywała ją „Jedyną”, ponieważ jako jedyna była stałą bywalczynią tamtego obskurnego pokoju.

* * *

Siedziała przy stoliku, przeglądając podręcznik od historii. Nie mogła się skupić na nauce, dlatego szybko zamknęła książkę i odsunęła ją od siebie. Oparła się na dłoni i swoje myśli skierowała w kierunku rozmowy z Michaelem. Tak naprawdę wiele jej nie powiedział, a ona podejrzewała, że coś przed nią ukrywał. Zdradził jej rzeczy, które nie miały aż tak wielkiego znaczenia. Fakt, za miesiąc wszyscy zaczną ją ścigać, ale nie przejmowała się tym, bo wiedziała, że ma przy sobie Shauna, a skoro Michael wyznaczył go jako jej ochroniarza, to nie musiała narzekać ani się martwić.
Chciałaby dowiedzieć się więcej. Nie chciała być karmiona skąpymi informacjami, planowała postarać się zdziałać coś na własną rękę i postanowiła, że najpierw musi znaleźć Pierworodny Kodeks Podziemia.



*Cytat autorstwa Darkbloom.
Beta: Naele, dziękuję!

poniedziałek, 17 marca 2014

Rozdział 3 – I aniołowie mają swoich szatanów, i szatani swoich aniołów

Jeżeli masz trochę oleju w głowie, to radzę nie wchodzić ci tam z powrotem – oznajmiła Ronny, kiedy Charlie wychodziła ze swojego pokoju. – I nie waż się opuszczać dzisiejszego dnia w szkole, już wystarczająco dużo narozrabiałaś.
Charlie skinęła posłusznie głową i poczuła się jak zbesztane dziecko. Czasami Ronny przeginała z tą opieką, ale dziewczyna cieszyła się, że w ogóle może z nią porozmawiać. Wciągnęła głęboko powietrze i ruszyła pustym korytarzem.
Nefilka często wyobrażała sobie, że znajdzie w tym budynku przyjaciela, jednak rzeczywistość nie pokrywała się z jej fantazjami. Wszyscy ci, którzy skończyli niedawno osiemnaście lat, opuścili ten dom, żeby żyć na własną rękę albo, by pójść na Uczelnię Podziemia. Tylko Charlie pozostała tutaj jako „pisklak”. Mieszkali tam też starsi; osoby, które wybrały egzystencję w „bezpieczeństwie” (jednak Charlie mogłaby się spierać, czy ta posiadłość faktycznie zapewnia ochronę). Ostatnio nie rodziło się zbyt dużo Nefilów, a jeżeli już, to z niewiadomych przyczyn ginęli jako niemowlęta. Najwyżsi niepokoili się tym, ale Charlie jakoś to nie ruszało.
Chwyciła mocniej ramiączko plecaka i odwróciła się, spoglądając na swój dom. Czteropiętrowa rezydencja pomalowana na biało z seledynowymi obramowaniami okiennic. Na parterze znajdowała się niewielka weranda, tak, żeby zmieścić z około dwadzieścia osób w razie ewakuacji. Po bokach budynku były malutkie albo duże balkoniki. Antena telewizora wystawała zza dachu, choć i tak nie była tu nikomu potrzebna, bo nikt nie oglądał tv. Charlie mogłaby powiedzieć, że to nic nieznaczący i niewyróżniający się dom, ale wiedziała, że niektórzy wiążą z tym miejscem wspomnienia – zburzenie go z powodu złego ulokowania (stoi na pochyłości, co powoduje, że w każdej chwili po prostu może zrobić wielkie bum!) na pewno nie byłoby dobrą rzeczą. Nefilim zemściłby się na władzach miasteczka, co nie wróżyłoby nic przyjemnego.
Dziewczyna skierowała się w stronę ścieżki, która prowadziła przez las. Aby dostać się do szkoły, musiała przez niego przejść, nie miała innego wyjścia. Nie bała się tamtędy chodzić. Właściwie, to nawet lubiła chadzać po suchej albo wilgotnej trawie (to zależało od pory dnia). Zanuciła piosenkę Whitney Huston, rozglądając się po konarach drzew.
Charlie... – szepnął ktoś w jej myślach. Nefilka gwałtownie się odwróciła, szykując do ataku. Nie zauważyła nikogo, żadnego cienia, żadnego dźwięku, żadnego ruchu. Może mi się tylko zdawało?, wmawiała sobie. Wzruszyła ramionami i przeszła kilka kroków, kiedy ktoś nagle rzucił się na nią i przewrócił ją na ziemię.
Witaj, słoneczko. Myślałaś, że dam ci spokój? – wysyczał długowłosy chłopak, uśmiechając się tryumfalnie. Charlie próbowała go zepchnąć, bo lekki na pewno nie był, jednak to on okazał się w tym czasie szybszym i związał jej nadgarstki, uniemożliwiając jej ruch.
Czego ode mnie chcesz? – wysyczała, patrząc na niego z dołu.
Ja akurat niczego, po prostu odwalam za kogoś czarną robotę – odparł, zaciskając mocniej węzeł. – Może nawet będziesz mi za to dziękować, kto wie?
Charlie zaczęła się wić i kopać napastnika, jednak nie udawało jej się to. Po pięciu minutach dała sobie spokój. Czemu muszę być taka słaba?, zganiała się za brak umiejętności. Chłopak przerzucił ją przez ramię i ruszył przez las. Wcześniej jeszcze zakleił dziewczynie usta, żeby ta nie mogła wrzeszczeć.
Po dziesięciu minutach długowłosy zatrzymał się przy jakiejś małej polance w środku puszczy, na której stała malusieńka chatka. Weszli do środka. Okazało się, że wnętrze wcale nie wyglądało tak, jak tego oczekiwała Charlie. Spodziewała się jakiś rupieci albo nawet łóżka polowego, a tu co? Kolejne wrota, które na pewno nie prowadziły na zewnątrz.
Kiedy tylko przekroczyli próg, zauważyła szkarłatną poświatę bijącą od podłogi. Przymrużyła lekko oczy, po czym podniosła wzrok i zauważyła spływającą krew ze ścian. Krzyknęła głucho, próbując wydostać się z mocnego uścisku chłopaka.
Czarnowłosy postawił dziewczynę na nogi, odwiązując sznury i odklejając taśmę z jej ust.
Nie próbuj uciekać, bo i tak nie trafisz do wyjścia beze mnie – oznajmił, zarzucając jej nonszalancko rękę na ramię. Charlie odsunęła się znacząco i spojrzała na niego z pogardą. Pociągnął ją za sobą, kierując się w stronę czerwonej jaskini. Nefilka musiała przymknąć oczy, bo krwistoczerwony kolor aż raził ją po ślepiach.
Przeszli przez korytarz i od razu znaleźli się w eleganckim salonie. Na oko można było stwierdzić, że należał do jakiegoś mężczyzny. Ciemne meble, posadzka, ściany – jaka dziewczyna chciałaby, żeby jej dom tak wyglądał? Charlie bardzo podobała się aranżacja mieszkania, choć niewiele się tam znajdowało. Czarna kanapa, która stała na środku pokoju, położona była na dużym, okrągłym dywanie. Mebli tu prawie nie było widać, oprócz małego stolika do kawy i niewielkiego telewizora.
Jakby na potwierdzenie tezy Charlie, nagle ktoś wyłonił się zza drzwi i podszedł do swoich gości.
Jak zwykle dobrze się spisałeś, Shaun. Dziękuję, że przyprowadziłeś tutaj pannę Anderson. – Obydwoje podali sobie ręce i skinęli głowami.
Dziewczyna wpatrywała się w nieznajomego z otępieniem. Nigdy w życiu nie spotkała tak przerażającej osoby! Odziany był w ciemny golf i dżinsy, ale to nie przez to Charlie bała mu się dokładniej przyjrzeć. Jego oczy były całkowicie czarne, pozbawione jakiegokolwiek życia; zupełnie, jakby umarły. Spojrzenie mężczyzny przenikało ją na wylot. Wystraszyła się i schowała za Shaunem, odtrącając na moment niechęć do chłopaka.
Czy mógłbyś nas na chwilę zostawić, Shaun? – zapytał, wskazując ręką na wyjście. Długowłosy wycofał się, spoglądając uważnie na Charlie. – Proszę, usiądź.
Nefilka niepewnie przysiadła się do niego i zaczęła nerwowo bawić się palcami, czekając, aż on pierwszy przerwie tę niezręczną ciszę.
Nie zwracaj uwagi na te oczy – zaczął, uśmiechając się lekko pod nosem. Charlie nie mogła go posłuchać, bo gdy na niego patrzyła, miała wrażenie, że mężczyzna patrzy gdzieś za nią, a nie skupia się na jej osobie. Prawda była jednak inna. – Otóż jestem jednym z dziewięciu Najwyższych, ale może zdążyłaś się już domyślić. Nazywam się Michael i jesteś tutaj ze mną po to, żebym mógł w jakikolwiek sposób ci pomóc.
W jaki sposób, proszę pana? – zapytała.
Mów mi po prostu Michael – rzekł, machając przy tym ręką. – Chodzi o twoje bezpieczeństwo, Charlie. Na pewno wiesz o tym, że nie jesteś tylko zwykłą Nefilką. Czy może pamiętasz, kim jest twój ojciec?
Dziewczyna nie odpowiedziała mu. Czuła się jak małe dziecko, które nie ma prawa głosu.
Pewnie nie jesteś świadoma, jakie niebezpieczeństwo czeka na ciebie za każdym rogiem. Po ukończeniu osiemnastego roku życia będziesz najbardziej ściganą ofiarą na tym świecie. Dlaczego? Ponieważ po osiągnięciu pełnoletności przez Innych, każdy przechodzi przez, jakby to powiedzieć, metamorfozę. Jeżeli chodzi o ciebie, to będzie naprawdę wielkie spektrum – jesteś córką Lucyfera i najbardziej zaufanej Serafinki Boga, posiadasz moce niebiańskie jak i piekielne, dlatego każda ze stron zechciałaby cię mieć po swojej, rozumiesz?
To znaczy, że nie mogę opowiedzieć się po żadnej ze stron?
Musimy zachować w Podziemiu równowagę. Nie możemy pozwolić sobie na jakąkolwiek przewagę pomiędzy stworzeniami Piekielnymi czy Niebiańskimi.
No to co ja mam zrobić? – Patrzyła teraz pewnie w jego oczy, odstawiając na bok nieufność do Michaela.
Ty musisz być teraz bardzo czujna, my zajmiemy się resztą. Przydzielimy ci ochronę, która będzie przy tobie cały czas. Chyba Shaun będzie dobrą osobą – oznajmił. Nefilka chciała zaprotestować, ale to chyba byłoby niegrzeczne z jej strony. Zahamowała chęć wyrażenia swojej opinii i usadowiła się wygodniej na kanapie.
Muszę jeszcze coś wiedzieć? – zapytała. Chciała jak najszybciej stamtąd wyjść.
Nie rozmawiaj z nikim podejrzanym, to jedno. Drugie, to uważaj na siebie, Charlie. Będziemy w kontakcie. Jeżeli coś będzie cię trapiło, porozmawiaj z Shaunem. On jest doskonale poinformowany w sprawie. – Wstał z kanapy i podszedł do dziewczyny, podając jej rękę, jakby chciał ją jakoś w ten sposób pocieszyć. Uśmiechnął się lekko i zawołał długowłosego, żeby zabrał Nefilkę do szkoły.
Pożegnali się i razem z Shaunem ruszyła przez szkarłatny korytarz, by wyjść z mieszkania Michaela. Charlie rozglądnęła się za swoim plecakiem. Zapomniała, gdzie go zostawiła. Może na szosie, kiedy czarnowłosy na nią wpadł? Nie pamiętała i chyba mogła pogodzić się ze stratą książek. Odwróciła się do chłopaka, który stał uśmiechnięty, trzymając jej torbę. Wyrwała mu go i syknęła, nie wierząc w jego dobroć. Niedawno chciał ją zaciągnąć do nie-wiadomo-jakiego-miejsca, a teraz taki milutki? Nie wierzyła, nie wierzy i nie uwierzy w żadne jego słowo, to mogła sobie przysiąść.
Jeżeli masz mnie ochraniać, to może zacząłbyś od prysznica? – warknęła, nie siląc się na kulturę. – Tym smrodem mnie raczej zabijesz, niż obronisz przed czymkolwiek.
Naprawdę jest tak źle? – Jego twarz wykrzywiła się w grymasie, nie dowierzając jej słowom.
Nie czujesz? – zakpiła.
Nie mam węchu – odpowiedział szczerze. – Masz jeszcze dwadzieścia minut do lekcji, chyba możemy wstąpić jeszcze na chwilę do mnie, skoro tak przeszkadza ci mój zapach.
Shaun pobiegł szybko w kierunku stromej ścieżki, przywołując gestem ręki Charlie, aby za nim pobiegła. Tak też zrobiła, wydmuchując wcześniej głęboko powietrze. Jeżeli on w taki sposób chce mnie ochraniać, to chyba padnę za pierwszym razem, kiedy ktoś będzie chciał mnie zabić, pomyślała. A może nie powinnam tak wybredzać? On chce mi pomóc, a ja to olewam...
Dziewczyna dorównała mu kroku i przyjrzała się długowłosemu. Uśmiechnęła się, patrząc na jego niewinną twarz. Chłopak jest oddany Michaelowi i po prostu robił to, co Najwyższy mu kazał. Charlie zrozumiała to i pomyślała, że może uda im się zaprzyjaźnić. Kiedyś.






poniedziałek, 17 lutego 2014

Rozdział 2 - Szczęście nigdy nie przyjdzie do tych, którzy nie potrafią docenić tego, co już mają.

 – Czy mogłabyś się przesunąć?
Charlie spoglądała na krajobraz znajdujący się poza oknem szkoły w klasie humanistycznej. Ignorowała wszystko, co działo się wokół niej – nauczycielkę, która paplała, uczniów, którzy udawali, że ją słuchają, no i tak wyglądało to przez cały dzień, w każdym razie dla niej. Dziewczyna uczyła się dobrze – sama przeganiała program nauczania, więc nie musiała zbytnio uważać na zajęciach.
Przepraszam, przesiądziesz się obok?
Brunetka zamknęła oczy, rozkoszując się myślą, że dziś odwiedzi swojego przyjaciela. Tam nikt jej nie znajdzie, nikt nie będzie jej niepokoił. Tam jest po prostu wolna.
Ona tak zawsze – powiedziała Nicola, chichocząc przy tym. Dziewczyna miała farbowane czarne włosy, doczepiane kosmyki, kolczyk w nosie i w ustach, a do tego tapetę tak wyraźną, że obraz Picassa mógłby się przy niej schować. Charlie odwróciła głowę w jej kierunku. – Widzisz? Nawet nie ogarnia, że tu jesteś.
Zdezorientowana podniosła wzrok i zauważyła, że stoi przed nią nieznajomy chłopak. Miał czarne, postawione do góry włosy, wręcz kocie rysy twarzy, kolczyka w ustach i niezidentyfikowany kolor oczu – szare? Szmaragdowe? A może turkusowe?
Dziewczyna wpatrywała się w niego z otępieniem, po czym popchnęła swoje rzeczy na bok i przesiadła się na sąsiednie krzesło. Nie odzywając się do nieznajomego, czekała na koniec lekcji, ignorując jego natarczywe spojrzenie.


*


Szła przez wąskie alejki, trzymając ręce w kieszeniach kurtki. Słońce już prawie schowało się za horyzontem, rzucając ostatnie promienie światła na ulicę. Wysokie, stalowe bramy zakrywały widok na cmentarz, który w tym miasteczku był najbardziej omijanym i zapuszczonym miejscem.
Ten dom zmarłych skrywał różnorodne tajemnice, a Charlie właśnie je znała. Nie byli tu chowani śmiertelnicy, lecz Inni, z Podziemia. Ekranizacje różnych horrorów mogą się przy tym zadupiu schować. Jeźdźcy bez głowy z brakiem ramion, pokryci szkarłatem, to coś normalnego. Po prostu Szafa Niemożliwego.
Dziewczyna przeszła przez wielką, starą bramę i ruszyła w kierunku nagrobka Xaviera. Xavier był archaniołem, ale później się stoczył i upadł. Tak samo jak ona, nie chciał mieć niczego wspólnego z innymi. Zawsze taki cichy, osamotniony – dopóki nie poznał Charlie, jego bratniej duszy.
Charlie lubiła przychodzić na cmentarz, bo mogła powspominać sobie chwile spędzone z przyjacielem. Zmarł przez popełnienie najcięższego grzechu wśród Innych – rozpowiadał z premedytacją tajemnice ludziom. Oczywiście trudno było później wymazać im pamięć – bo Najwyżsi nie chcieli ich zabijać – to jednak wszystko sprawnie poszło, a Xaviera umieścili w Czeluści Piekieł, gdzie teraz się smaży.
Podeszła do nagrobka, uśmiechając się pod nosem. Patrzyła na zwiędłą trawę, nie myśląc w tej chwili o niczym.
Miło cię wreszcie widzieć. – Usłyszała donośny, jednak delikatny głos, który przesiąkał cynizmem. Podniosła gwałtownie wzrok, patrząc prosto na chłopaka, którego widziała wcześniej w szkole. Opierał się teraz luźnie o marmur, uśmiechając się do niej wyniośle. – Czekałem na ciebie.
Zaniemówiła. Jak ktoś taki jak on mógł na nią czekać? Nie. To nie było najważniejsze. Najważniejsze było: po co?
Czego ode mnie chcesz? – Wypaliła, nie troszcząc się o ton głosu, który zabrzmiał piskliwie. – Nie znam cię i nie wydaje mi się, żebyś czegoś ode mnie chciał.
Mylisz się, Charlie – odparł, obrzucając ją chłodnym spojrzeniem. – Jak myślisz, dlaczego jestem akurat nad grobem Xaviera i czego od ciebie chcę?
Wywróciła oczyma, nawet nie zastanawiając się nad odpowiedzią. Wzruszyła ramionami, jakby to miało wszystko wyjaśnić.
Skąd właściwie znał jej imię?
Szkoda, że akurat tego nie wiesz. – Wstał powoli i zaczął otrzepywać swoją skórzaną kurtkę z piasku. – Ale dobrze znasz tajemnicę Xaviera. Nie! Ty należysz do tej tajemnicy.
Nie wiem, o czym ty mówisz – odparła, cofając się o kilka kroków. Wiedziała, że ten chłopak to człowiek. Inaczej pobiegłaby w stronę bramy, żeby mu uciec. Niestety, zdradziłaby tym swoje paranormalne moce, a to jest zabronione. Kodeks to kodeks, nie możesz go złamać.
Xavier i ja byliśmy zupełnie jak bracia – zaczął, zmieniając temat – kiedyś powiedział mi jednak, że nie jest człowiekiem. Kilka miesięcy wcześniej wspomniał również, że ma przyjaciółkę, która jest taka, jak on. Połączyłem oba te fakty i zacząłem cię szukać, Charlie Anderson.
Czemu on sam ci tego nie powiedział?
Ponieważ w nieznanych mi okolicznościach zginął dzień później – syknął, akcentując całe zdanie.
Nie wiem, co Xavier ci powiedział, ale ode mnie na pewno się niczego nie dowiesz – odparła, odwracając się powoli, żeby ruszyć w kierunku wyjścia. Darowała sobie dziś wizytę nad grobem przyjaciela. Nie miała ochoty marnować czasu na jakieś gadki szmatki z tym kolesiem. Co najgorsze, on ją znał, a ona jego nie. Znając jej imię i nazwisko mógł ją wszędzie wytropić – bo kto nie znał tej aspołecznej dziewczyny?
Oczywiście, że się dowiem. – Uśmiechnął się szelmowsko, podnosząc podbródek w geście tryumfu. – Może nie teraz, ale kiedyś na pewno.
Charlie parsknęła i ruszyła w kierunku zachodniej bramy, by wyjść stąd jak najszybciej. Miała wysoko podniesioną głowę i rozluźnione ciało, jednak w środku nabrzmiewał strach. Strach przed człowiekiem.


*

Następnego dnia Charlie nie poszła do szkoły, obawiając się, że natrętny człowiek będzie chciał wymusić siłą od niej prawdę. Ale dlaczego on w ogóle chciał być częścią tej tajemnicy? No tak, ludzie są dociekliwi i ciekawscy – nikt tego nie zmieni.
Dziewczyna siedziała w jadalni na drewnianym krześle, popijając kakao. Zastanawiała się, jak długo będzie musiała omijać tego przybłędę, który rzekomo był przyjacielem Xaviera.
Do pomieszczenia weszła Ronny razem ze swoim chłopakiem – upadłym aniołem. Charlie nie traktowała jakoś tej Nefilki specjalnie, ale wiedziała, że mogła na niej polegać. Ronny była przywódcą ich grupy, więc miała na głowie wiele spraw – a jednak znajdowała czas dla każdego Zagubionego. Pomagała im, rozmawiała... a przynajmniej próbowała. Charlie ją szanowała, ale to wszystko.
Jak się czujesz, Charlie? – Spytał Jim.
Dziewczyna wzruszyła ramionami i odwróciła wzrok. Chciała pobyć sama.
Ronny zmusiła ją, aby Charlie uczęszczała do miejscowej szkoły, ponieważ zwróciłaby uwagę ludzi dorosłych. Starsze babcie nie miały co robić i wypatrywały młodych, by później polecieć z tym do opieki społecznej, dlatego też Ronny wolała nie mieć problemów (szczególnie z moherowymi czapeczkami).
Starsza Nefilka przysiadła się do Charlie, trzymając w ręku kubek z czymś parującym.
Posłuchaj, Charlie. Wiem, że nienawidzisz swojego gatunku, ale pogódź się z tym. Nie możesz zamienić się ot tak w człowieka. Nie... to w ogóle nie jest możliwe... – wymamrotała, kręcąc głową w niedowierzaniu. Spojrzała na Jima, ale ten tylko wywrócił oczyma. – Będziesz musiała się do tego przyzwyczaić. W końcu jesteśmy nieśmiertelni i po ukończeniu osiemnastu lat się nie starzejemy, więc...
Nie pomagasz, Ronny – przerwał jej Jim. Stał z założonymi rękami na piersi, przyglądając się tej scenie z góry.
Nie mam ochoty o tym rozmawiać – wybełkotała Charlie, odsuwając krzesło i wychodząc z pomieszczenia. Przeszła do salonu, gdzie siedziała jakaś dziewczyna, czytając książkę.
Spojrzała na regały, szukając Kodeksu Podziemia. Znajdowały się tam różne informacje na temat istnienia na przykład Nimf, Nefilów, Wampirów i tym podobnych. Przejechała palcem wskazującym po drewnie, sprawdzając zakurzenie mebli – prawie nikt nie czytał tutaj żadnych powieści. Charlie sięgnęła po Kodeks. Kiedy chciała go wyjąć, półka, która stała obok niej, odsunęła się i ukazała ciemne pomieszczenie.
Nie wchodź tam, jeżeli chcesz wieść spokojne życie – powiedziała dziewczyna, nie podnosząc nawet wzroku znad książki. Charlie zerknęła na nią tylko przelotnie i ruszyła przed siebie.
W lokum znajdowały się mahoniowe, pozłacane meble i mnóstwo obrazów (zapewne oryginałów). Ściany obite były deskami, które pachniały świeżo ściętą sosną. Na środku stało wielkie biurko, na którym stała duża księga. Charlie bez namysłu podeszła do niego i otworzyła powieść na pierwszej stronie.
Księga Henocha. Pierworodny Kodeks Podziemia – Początki.”
Dziewczyna uśmiechnęła się na myśl, że właśnie tego szukała. Może akurat to nie była dokładna rzecz, to jednak o to jej właśnie chodziło. Czuła mrowienie w brzuchu, bo wiedziała, że robi coś złego, nielegalnego. Przerzuciła dalej.
... W owych dniach ziemia odda to, co jej powierzono, Szeol zwróci to, co otrzymał, i Zagłada odda to, co posiada.
Wybierze spośród nich sprawiedliwych i świętych, bo nadszedł dla nich dzień zbawienia. W owych dniach Wybrany zasiądzie na swym tronie i usta jego wyjawią wszystkie tajemnice mądrości, bo Pan Duchów wyjawił mu je i go uwielbił. W owych dniach góry będą skakać jak barany, a pagórki brykać jak jagnięta nasycone mlekiem i wszyscy staną się aniołami w niebie. Oblicza ich jaśnieć będą radością, bo w owych dniach powstanie Wybrany i ziemia ucieszy się i sprawiedliwi będą na niej mieszkać, a wybrani po niej będą chodzić i przechadzać się... ”*
Nie powinnaś tego czytać – przerwała jej Ronny, stojąc na progu, przyglądając się dziewczynie. Charlie podniosła gwałtownie wzrok i odsunęła się od biurka. – Charlie, wiesz, co się dzieje Innym, kiedy są nieposłuszni? – Charlie skinęła głową, przełykając przy tym głośno ślinę. – Mam nadzieję, że niewiele z tego przeczytałaś i że nikomu się nie będziesz zwierzać.
Na pewno nikomu nie powiem – odparła, kiwając głową twierdząco.
Ronny zaśmiała się ponuro.
Przecież nie masz z kim porozmawiać, więc komu miałabyś to zdradzić? – Odpowiedziała sobie na wcześniejsze pytanie, zakładając ręce na biodra. – Wyjdź stąd. Muszę zabezpieczyć to miejsce przed nieproszonymi gośćmi.
Młoda Nefilka wyszła z pomieszczenia i skierowała się do swojego pokoju, nie patrząc na nikogo. Co to miało w ogóle znaczyć? Jaki Wybrany? Jaki Pan Duchów? Czemu Ronny chowa księgę przed wszystkimi w tajemnicy?
Charlie potrząsnęła głową, próbując wyrzucić na tę chwilę myśl o tym, co się zdarzyło. Kiedyś na pewno trafi się jeszcze okazja, by spojrzeć w tę księgę. Ale to kiedyś. Teraz dziewczyna będzie musiała poradzić sobie z innymi problemami.


*Księga Henocha – Przypowieść druga 51 — 52.




środa, 5 lutego 2014

Rozdział 1 - Na każdym szczycie jest tylko światło, chłód i samotność

Zielone ściany pokoju, ozdabiane tapetą z wzorem pnącz róż, wcale nie były takie wspaniałe, jak sądzili niektórzy. Wilgoć i brud można dostrzec gołym okiem. Charlie leżała na starym łóżku polowym, spoglądając bez wyrazu twarzy na drzwi, czekając, aż wreszcie wypuszczą ją z tej zapyziałej, aczkolwiek eleganckiej rezydencji. (A można by nawet rzec, że raczej z więzienia). Zamieszkiwała tu od dawna wraz z Innymi. Z jej rodziną – jak twierdziła Ronny. Ale Charlie nie czuła więzów krwi z tymi pomiotami szatana – oni byli źli, nikczemni i poniewierali wszystkim, ona zaś samotna, nieszukająca zaczepki i cicha. Jej poglądy na świat sprawiły, że wszyscy ją odtrącili, uważając za wyrzutka społecznego: w świecie Śmiertelników i Innych. No i dobrze, pomyślała, nie będę musiała się nimi w ogóle zamartwiać.

Wreszcie słońce wyszło zza horyzontu, rzucając pierwsze promienie światła na powierzchnię. Dziewczyna usiadła na końcu łóżka, modląc się o lepszy dzień. Jednak wiedziała, że jej prośby nigdy nie zostaną wysłuchane, bowiem nijak nie mogła skontaktować się z pierworodnym i pierwszym Stwórcą. O n i jej to uniemożliwili, grzesząc i zatracając się we własnej pysze. To o n i wprowadzili zło i zamieszanie na świecie – a Charlie nie chciała, by właśnie ją za to obwiniali. Była tylko jedną cząsteczką na setki innych.

Przecież to nie ona była pierwszym pokoleniem, to nie ona nakazała, by jej krewni się zbuntowali i opuścili Raj! Może jest potomkinią Szemihazy, ale czy ona o tym decydowała? Zapewne nie. Jednak to ona była, jest i będzie czystej krwi córką Belzebuba, władcy piekieł, który spłodził nienawiść.

Dziewczyna stanęła przed lustrem, szykując się do szkoły. Nie zależało jej na wyglądzie zewnętrznym, bo po co niby miała tracić czas na takie błahostki? Jednak jeżeli nie zadba o siebie, ludzie zauważyliby to i zaczęliby się nią interesować. A nie chciała tego – nie chciała mieć niczego wspólnego z człowieczeństwem.

Jej proste, długie do ramion brązowe włosy okalały jasną twarz, a niesforne kosmyki opadały luźno na jej czoło. Oczy, które można nazwać czekoladowymi, były lekko zapadnięte ze zmęczenia. Usta wydatne połyskiwały lekko od odrobiny błyszczyka. Gotowa do wyjścia chwyciła torbę leżącą na podłodze i stanęła przed wrotami, czekając, aż ktoś nadejdzie i je otworzy.

– Charlie? – powiedziała Ronny, uchylając lekko drzwi. Brunetka od razu przecisnęła się na zewnątrz, rozkoszując się chłodem. – Wiem, że jest ci ciężko z tym wszystkim, ale...

Dziewczyna nie usłyszała, co jej opiekunka powiedziała, ponieważ ruszyła biegiem w stronę wyjścia.

Jeszcze miesiąc, krzyczała w myślach. Wytrzymaj ten pieprzony, przeciągający się miesiąc. Kiedy miną jeszcze zaledwie trzydzieści dni, Charlie będzie już w stanie egzystować samodzielnie: opuści gniazdo i będzie żyć na własną rękę.

Przekroczyła bramę szkoły i skierowała się w stronę jej ulubionego miejsca – murku na tyłach budynku. Tam mogła spokojnie posiedzieć i obserwować.

Podniosła wzrok, uśmiechając się na samą myśl, że jest wolna. Nie musi się tutaj kryć, bo nikt jej nie zawadzał ani też nie wiedział, kim jest. Jednakże na „jej murku” siedziała jakaś postać ubrana cała na ciemno. I chyba się Charlie zdawało, ale dostrzegła również czarne jak noc oczy tajemniczej osoby, co wywołało u niej dreszcze. Dziewczyna otworzyła szeroko ślepia, przyglądając się jakiemuś facetowi. Ten, gdy tylko ją dostrzegł, zeskoczył ze ścianki i ruszył w jej stronę.

Charlie, zaalarmowana przez własną intuicję, pobiegła w przeciwną stronę. Ma szczęście, że posiada unikalne moce – mogła z łatwością biec sto pięćdziesiąt kilometrów na godzinę, przy czym zwykły Nefil może tylko maksymalnie osiemdziesiąt.

Nie oglądała się, nie chciała tracić czasu. Widziała tylko rozmazane plamy drzew, kiedy wbiegła do lasu.

– Stój! – krzyknął. Było mu dość ciężko dogonić dziewczynę. – Charlie, nie chcę ci nic złego zrobić, naprawdę!  Nastolatka nie przestała gnać przed siebie. Wiedziała, że jego słowa to same kłamstwa – znała doskonale swój gatunek i była świadoma, że z łatwością manipulowali wszystkimi.

Nie mam powodu, żeby zrobić ci krzywdę – usłyszała w swoich myślach przenikający, syczący głos chłopaka. Najwyraźniej się zdenerwował.

– Pomogę ci się dostać do Atlantydy!

Charlie stanęła nieruchomo, redukując słowa, które wymówił. Czy to prawda? Czy pomoże jej opuścić ten zły, niewygodny wymiar, a przeniesie ją do świata Pokory? Tam, gdzie zamieszkują takie odosobnione potwory jak ona? Zero ludzi? Zero zmartwień?

Chłopak rzucił się na dziewczynę, przewracając ją na ziemię. Leżał teraz na niej, uniemożliwiając jej jakikolwiek ruch. Szarpała się, próbowała go przerzucić na drugą stronę, jednak to on był silniejszy. Wyszczerzył się tryumfalnie, pokazując żółte zęby.

– Jesteś za naiwna – syknął.

– Czego ode mnie chcesz? – odburknęła, próbując uwolnić nadgarstki od nacisku jego rąk. Nie znała go, prawdę mówiąc, wiedziała go pierwszy raz na oczy. Miał długie, farbowane na czarno włosy, jasną karnację, szerokie bary i cuchnący, nieświeży oddech.

Nie odpowiedział. Chwycił ją mocniej za ramiona i zaczął prowadzić w kierunku małej polanki. Charlie nie poddała się – ciągle próbowała mu uciec, kiedy tylko nadarzała się ku temu okazja.

Przestań się wiercić. Wyjdziesz z tego cała i zdrowa. Odbędziesz tylko jedną rozmowę – zapewnił chłopak, mówiąc jej w myślach, ale Charlie mu nie wierzyła. Już jeden raz dała się nabrać. Dziewczyna nie mogła ogarnąć swojego umysłu – Nefil zapanował nad jej myślami. Nie straciła jednak rozsądku. W panice kopnęła napastnika w krocze. Czarnowłosy upadł na ziemię, klnąc pod nosem. Charlie skorzystała z okazji i uciekła, przyśpieszając do maksimum.

– Ty jebana suko! Wracaj tu! – krzyczał, jednak jego głos mogła teraz usłyszeć jako szept, ponieważ była już od niego daleko.

Dziewczyna parsknęła niepohamowanym śmiechem. Dobiegła do szkoły, chociaż wiedziała, że tutaj też nie jest bezpieczna, jednak dziedziniec zapełniony był już rozgorączkowanymi uczniami, czekającymi na pierwsze zajęcia.

Szła powolnym krokiem nie oglądając się.

Ludzie nie są świadomi, że tacy jak Charlie w ogóle istnieją. Zdają sobie sprawę, że coś jest, jednak nie wiedzą, co to takiego. Jakiś niechciany Nefil kiedyś zdradził tajemnicę, pisząc o tym wszystkim książkę – to stąd wzięły się wszystkie opowieści o czarownicach, elfach, wampirach, wilkołakach i innych takich. Niestety, wszyscy, którzy kiedykolwiek ją czytali, w jakiś „niewyjaśniony” sposób zmarli.

Prawdę znają tylko bardzo, ale to bardzo nieliczni ludzie, którzy obdarowali są zaufaniem Najwyższych.

Charlie posępnie weszła do klasy, nie zwracając już uwagi na rozwścieczonego jej spóźnieniem nauczyciela.