wtorek, 25 listopada 2014

Rozdział 5 – Wy­rozu­miałość jest owo­cem zna­jomości włas­nych błędów

Po długim dniu w szkole nastolatkowie wrócili zmęczeni do domu. Nauczyciele czepiali się Shauna o wszystko, co możliwe. Jawnie pokazywali, że go nie lubili, ba!, nawet mu to powiedzieli. Jednak najśmieszniejsze było to, że Marry próbowała zdobyć jego względy różnymi (niekoniecznie moralnymi) sposobami. Charlie jakoś nie mogła sobie wyobrazić ich razem objętych i kroczących przez korytarz. Ta myśl tak ją rozśmieszyła, że potknęła się o stopień schodów.
Od przekroczenia progu Nefil miał z nią zamieszkać w jednym budynku po to, aby w razie konieczności mógł interweniować i zabrać ją do bezpiecznego miejsca. Zameldowali swoją obecność Ronny, którą znaleźli w kuchni.
– Dobrze, dobrze. Przydzieliłam ci pokój naprzeciwko Charlie, pasuje ci coś takiego, Shaun? – powiedziała, wykrzywiając usta w grymasie. Nie czekając na odpowiedź, dodała pogardliwie: – Niedługo wyjeżdżam, więc miło, że zaopiekujesz się tym miejscem.
Charlie spojrzała na nią jak na idiotkę, ale darowała wtrącenie swojego zdania. Znała Przywódczynię i wiedziała, że ta tylko pokręciłaby z politowaniem głową. Nastolatka stała niepewnie na brudnych płytkach, przyglądając się swoim zielonym martensom, które w jednej chwili zrobiły się najciekawszą rzeczą w pomieszczeniu.
– Przybędzie tutaj również mój zaufany przyjaciel, Lorcan, któremu pozostawię wszystkie formalności i to on będzie pilnował wszystkiego, ty mu tylko pomożesz, Shaun – oznajmiła, mierząc podejrzliwym wzrokiem chłopaka. Najwyraźniej nie była zadowolona z pomysłu Michaela, ale jak Charlie zauważyła, Najwyższy był szefem tej placówki i samej Ronny; nie mogła kwestionować jego decyzji. – Pójdę się pakować... – rzekła sama do siebie, przeczesując machinalnie gęste włosy. Shaun ciągle uśmiechał się głupkowato, co denerwowało nastolatkę. Miała zamiar szturchnąć chłopaka łokciem w brzuch, ale uchronił się przed atakiem. Przywódczyni wyszła, zostawiając dwójkę w pomieszczeniu.
Momentalnie chłopak klapnął ciężko na siedzenie, przybierając swoją obojętną minę.
– Jak w ogóle wkręciłeś się w bycie moim ochroniarzem? – zapytała Charlie, siadając naprzeciwko. Chwyciła dwie szklanki, nalała soku pomarańczowego i jedną podała koledze. – Bo mam nadzieję, że trochę się na tym znasz.
– Długa historia – odparł niechętnie, popijając orzeźwiający napój. Dziewczyna świdrowała go przez chwilę wzrokiem, myśląc, że to pomoże w przekonaniu go do zabrania głosu, ale nie widząc oczekiwanych skutków, dała sobie spokój.
– A jak straciłeś węch? – zagadnęła jeszcze raz.
– Musisz wyzbyć się tej ciekawości, bo to wkurwiające – burknął. – Miałem potyczkę z wilkołakiem, jeżeli tak bardzo cię to interesuje.
– Nie musisz być taki agresywny – warknęła zdenerwowana. Wstała i rozglądnęła się po kuchni, szukając czegoś do przekąszenia. Chwyciła jabłko, po czym wyszła z pomieszczenia, kierując się w stronę swojego pokoju.
Uśmiechnęła się na myśl, że będzie miała pełną samowolkę na szukanie Pierwotnego Kodeksu, nie narażając się Ronny. Nie sądziła, aby ten cały Lorcan był szkodliwy – wyobrażała go sobie jako całkowicie posłusznego, naiwnego chłopaczka, zagubionego w świecie Innych. Bo w końcu jakich znajomych miała Przywódczyni, której, tak naprawdę, nikt nie brał na poważnie?
Przeszła przez obskurny korytarz, który wyglądał jak opuszczona szpitalna poczekalnia. Tapeta odrywała się od ściany, pokazując wcześniejszy żółtawy kolor. Podłoga, od której śmierdziało płynem do podłóg, była podrapana i brudna. Weszła po drewnianych schodach i zauważyła Shauna, który stał na pierwszym piętrze, przeglądając jakąś gazetę. Jakim do cholery cudem znalazł się tutaj szybciej ode mnie?!, pomyślała, marszcząc brwi.
– Stało się coś? – zapytała, stojąc nadal na stopniu. Chłopak wzdrygnął się i odwrócił w kierunku dziewczyny. Kiwnął głową, ale po chwili pokręcił gwałtownie.
– Musimy porozmawiać. Dowiedziałem się czegoś ciekawego – powiedział, a następnie ruszył naprzód, najwyraźniej w kierunku pokoju Charlie. Kiedy ty się tego dowiedziałeś, skoro przed chwilą byłeś w kuchni?, zdziwiła się, stojąc jeszcze przez jakiś czas na schodach. Kiedy się ocknęła, pobiegła szybko na górę i weszła do komórki. Shaun siedział już na jej łóżku, przyglądając się wystrojowi.
– O co chodzi? – zagaiła.
– Po pierwsze, niedługo wyprowadzisz się do Michaela, będziesz miała tam własny pokój, po drugie...
– Chwila, chwila. Jak to mam się wyprowadzić? Chyba sobie kpisz! – burknęła, otwierając szeroko okno. – Nie zamierzam się stąd ruszać.
– Posłuchaj, zbliżają się twoje urodziny, nie sądzisz, że lepiej byłoby ci w mieszkaniu Michaela? W końcu jemu nic nie zrobią. – Pokręcił z niedowierzaniem głową. – Przestań myśleć tylko o własnych kaprysach. To dla ciebie jest ważniejsze od bezpieczeństwa?
Nie odpowiedziała. Fuknęła coś pod nosem, po czym chwyciła zeszyt do geometrii, udając, że się uczy, jednak w myślach próbowała zabić Nefila. Wbijała mu w ciało igły, noże i inne ostre przedmioty, a Shaun krzyczał z bólu.
– Ale z ciebie sadystka, żeby mnie tak dźgać... – syknął z lekkim rozbawieniem, wyrywając jej przedmiot z ręki. Odłożył go na miejsce, a następnie spojrzał dziewczynie głęboko w oczy. – Wiem, że to nie będą łatwe zmiany, Charlie, ale musisz się dostosować.
– Dobra, co było tą drugą rzeczą?
Westchnął cicho i przeczesał swoje długie włosy, najwyraźniej zastanawiając się, jak ubrać w słowa to, co chciał powiedzieć. Po chwili zaczął:
– Dowiedziałem się, że Najwyżsi za dwa dni organizują poważne zebranie, gdzie będą omawiać twoją sytuację. Jeden z nich, Reynold, wpadł na pomysł, aby zamknąć cię w którymś świecie i przetrzymywać do skończenia dwudziestego piątego roku życia, a tam szkolić. Michael zamierza zabrać cię ze sobą i tam zdecydują, co z tobą zrobić.
Kiwnęła głową na zrozumienie. Była pewna, że Michael nie zgodzi się na to, aby zatrzymali ją gdzieś przez tyle lat. Sama na pewno nie chciała takiego rozwoju wydarzeń. Żyć jak więzień? Nie podobało jej się to.
– Spotkamy się dzisiaj z nim, aby omówić jeszcze jedną kwestię, także o drugiej w nocy wyjdź przed rezydencję. Będę na ciebie czekać. – Wstał, otrzepał spodnie z odruchu i ruszył w kierunku drzwi. Na końcu jeszcze dodał: – Charlie, przemyśl całą sytuację. Nie zachowuj się jak rozkapryszone dziecko.
Machnęła za nim obojętnie ręką, nie przejmując się ostatnim zdaniem. Sądziła, że chłopak nie znał jej jeszcze, dlatego nie mógł osądzać jej postępów i zachowań. Nie lubiła takich typów ludzi, którzy zajmują się drugim człowiekiem, a swoich wad nie zauważają. Takich typów było bardzo dużo na świecie.
Przyłożyła dłoń do czoła, po czym stwierdziła, że miała gorączkę. Położyła się na łóżku, słuchając Slayera dobiegającego z innego pomieszczenia (zapewne z pokoju Shauna). Przytuliła do siebie poduszkę, próbując ignorować hałas, odwróciła się, a następnie zasnęła, rozmyślając nad spotkaniem z Michaelem.

***

Otworzyła powoli oczy, niezupełnie świadoma, gdzie się znajduje. Zerknęła na zegarek: siedemnasta dwadzieścia. Spała trzy godziny. Wstała i rozciągnęła obolałe od złego ułożenia na łóżku mięśnie. Ubrała się, po czym wyszła z pomieszczenia.
Chciała pójść do biblioteki poszukać Kodeksu, ale ponieważ Ronny nadal przebywała w rezydencji, możliwość zdobycia go w tamtej chwili była bardzo nikła.
Zeszła po schodach na dwór, po czym rozejrzała się po podwórku. Stwierdziła, że Shaun nie będzie jej mieć za złe, jeżeli pójdzie na krótki spacer. Nie zauważyła nikogo. Ruszyła do lasu, do swojego ulubionego miejsca. Szła przez kilka minut ściółką wysłaną drobnymi gałązkami, a kiedy znalazła się pomiędzy rozgałęzieniem dróżki, przeszła prosto do wysokich sosen. Odchyliła krzaczki i weszła na małą polankę, która otoczona była gęstwiną różnorodnych krzaków i drzew. Na środku łączki znajdowała się mała, stara ławeczka bez oparcia. Padało na nią światło słoneczne, co pobudzało do refleksji. Uśmiechnęła się na ten widok. Podbiegła tam i położyła się na siedzeniu, wdychając świeże powietrze.
Tamto miejsce znała ona i kilka innych osób – głównie starszych ludzi, którzy przychodziły po to, aby się zrelaksować (przynajmniej tak sądziła). Można było przemyśleć kilka spraw, pouczyć się w ciszy i zrobić coś dziwnego, na przykład mówić do ptaka siedzącego na jednej z gałązek.
Obróciła się na bok, a następnie wyciągnęła rękę, aby urwać małą stokrotkę. Odrywała jej płatki bezmyślnie. Odrzuciła łodygę za siebie, a następnie nałożyła rękę na oczy, zasłaniając rażące słońce.
Zastanawiała się nad tym, jakby to było być zamkniętym w jakimś świecie. Może świecie krasnoludów, świecie ogrów...? Nie spotkała się nigdy z takimi Innymi, a słyszała tylko w opowiastkach Ronny. To musiałaby być miła odmiana. W końcu tam by jej nie szukali, a przynajmniej tak myślała.
Nagle ktoś ją szturchnął. Wystraszona wzdrygnęła się i szybko podniosła z ławeczki, zderzając się czołem z drugą osobą. Zamknęła oczy z bólu, po czym przyłożyła dłoń do głowy, masując obolałe miejsce. Wkurzona, że ktoś ją wystraszył, zerknęła groźnie na człowieka. Od razu mina jej zrzedła, kiedy rozpoznała w nim chłopaka, który ostatnio jej się naprzykrzał.
– Co ty tu robisz? – warknęła.
Czarnowłosy również się zdenerwował, najwyraźniej nie spodziewając się takiego obrotu sprawy. Jako śmiertelny odczuwał podwójny ból w porównaniu do Nefilów, dlatego trzymał się mocno za głowę, czekając, aż ustanie.
– Mógłbym o to samo zapytać.
Przyglądnęła mu się. Wyglądał żałośnie: zmięta koszula, poniszczone jeansy i potargane buty. Tak głupio to wyglądało, że aż śmiesznie. Spojrzała na jego wielkie dłonie. Na wskazującym palcu znajdował się dziwny pierścień, który skądś kojarzyła. Zmarszczyła brwi, a następnie zerknęła przypadkowo w bok. Zauważyła jakiś dziennik z napisem, ale nie zwróciła na to jakiejś większej uwagi. Rozjuszona wstała gwałtownie, potrącając obolałego chłopaka. Na zeszycie widniało nazwisko jej najlepszego przyjaciela. Nie dowierzając chwyciła w dłonie zeszyt i pobiegła w kierunku prześwitu w krzakach. Czarnowłosy dostrzegł to. Przetarł jeszcze oczy i ruszył za nią, biegnąc najszybciej, jak tylko się da, aczkolwiek Charlie była o wiele szybsza. Jakim cudem, skoro jestem najszybszy w drużynie lekkoatletycznej!, przeszło mu przez myśl.
Nefilka była o kilkanaście centymetrów mniejsza od człowieka, dlatego szybciej przedostała się do rozgałęzienia ścieżki. Przyśpieszyła, pewna, że tamten jeszcze nie dobiegł do gęstwiny krzaków. Odwróciła się i zobaczyła wystające nogi, dlatego lekko zwolniła, utrzymując ludzkie tempo. Była już o jakieś osiemset metrów przed nim. Chłopak widząc jak daleko znajduje się Charlie, stanął jak wryty, odprowadzając ją wzrokiem. Zdenerwowany osunął się na ziemię. Obwiniał się o to, że wziął ze sobą dziennik przyjaciela. Jak mogłem być tak głupi?, warczał w myślach.

***

Nie czując w ogóle zmęczenia, zadowolona weszła na podwórko. Udało jej się zostawić za sobą chłopaka. Na szczęście nie podjął próby gonitwy dziewczyny. Rezydencja znajdowała się na uboczu, ale tacy ciekawscy ludzie jak tamten czarnowłosy zechciałby wejść do środka i powęszyć.
– Gdzie byłaś? – zapytał Shaun, siedząc na stopniu schodków. Uśmiechnęła się do niego. Ciągła myśl, skąd tamten człowiek zdobył dziennik Xaviera, przechodziła jej po głowie, nie dając spokoju. Fakt, że przyjaźnił się z Nefilem nie zmieniał postaci rzeczy. Xavier nie był głupi, na pewno nie dałby czegoś tak ważnego komuś nic nie znaczącemu.
– Przejść się – odpowiedziała.
– Co masz w ręce? – Dalej zadawał głupie pytania.
– Coś fajnego, co idę właśnie przeczytać – oznajmiła. Wesołym krokiem weszła po schodkach, ale w połowie drogi Shaun chwycił ją za rękę.
– Ukradłaś to komuś?
Wyrwała się z jego uścisku i krzyknęła:
– Co cię to obchodzi? Zajmij się wreszcie sobą!
Pokręcił głową i znowu westchnął, co zdenerwowało ją jeszcze bardziej. Odwróciła się i poszła dalej.
– Pozwól o siebie zadbać. Teraz wszystko się zmieni, zmienisz się ty. A ja się o ciebie tylko, do jasnej cholery, martwię, więc przestań zgrywać najważniejszą, bo nie wszyscy żyją twoimi kaprysami – powiedział do niej, wysyłając jej wiadomość przez myśli. Nie zareagowała na to i wbiegła do swojego pokoju.
– Dałbyś mi już święty spokój! – ryknęła. Rzuciła na łóżko dziennik, a następnie zdjęła sweterek. Wkurzona chwyciła kosmetyczkę i weszła do toalety z zamiarem wzięcia długiej, odświeżającej kąpieli.

***

O wyznaczonej przez Shauna godzinie Charlie wymknęła się po cichu z pokoju, nie chcąc obudzić lokatorów. Narzuciła na siebie płaszczyk, a upewniwszy się, że nikt jej nie widział, wyszła z rezydencji.
Na podwórku stał już tyłem do dziewczyny Shaun i palił, patrząc na niebo. Nefilka podeszła do niego, po czym wyrwała mu używkę z ręki.
– Nie skończyłem! – warknął cicho, próbując odzyskać skradzionego papierosa. Chuchnął dymem prosto w twarz Charlie, ale szybko rzuciła peta na ziemię i zdeptała go. Pomachała przed sobą ręką, próbując odgonić paskudny opar.
– Palenie jest szkodliwe – odpowiedziała, zasłaniając nos dłonią.
– Dzięki, że nagle cię to zainteresowało – rzekł z ironią, wkładając ręce do kieszeni. Ruszył naprzód, nie czekając na Nefilkę. Dreptała za nim, nie zamierzając odzywać się więcej. Gdyby wiedziała, gdzie znajduje się mieszkanie Michaela, poszła by tam sama, ale była skazana na spacer z chłopakiem.
Przeszli przez kawałek lasu. Nagle usłyszeli głośne łamanie badyli na ziemi, dlatego Charlie ukryła się za wielkim drzewem, a po chwili Shaun stanął za nią, napierając całym swoim ciałem. Ktoś przeszedł niedaleko nich. Długowłosy wychylił się lekko i dostrzegł wampirzycę z rezydencji, która szukała czegoś do zjedzenia. Nie dziwił się, że nie polowała na ludzi – w końcu zabroniono tego od pewnego incydentu z udziałem przyjaciela Charlie.
Kilka minut później dziewczyna złapała jakieś zwierzę i uciekła w kierunku mieszkania. Nefilka odepchnęła od siebie chłopaka, mrucząc pod nosem niezrozumiałe słowa.
– Aż tak ci to przeszkadzało? – zarechotał, wkładając ręce do kieszeni spodni. Ruszyli dalej, ignorując się nawzajem.
Chwilkę zajęło im dotarcie do znajomej chatki. Weszli do środka i przeszli przez krwistego koloru korytarz. Charlie postawiła niepewny krok naprzód, rozglądając się po salonie Michaela. Dostrzegła małe zdjęcie przedstawiające uśmiechniętych Michaela, Shauna i jeszcze jakiegoś chłopaka, całkiem podobnego do nastolatka. Do pokoju wszedł ubrudzony mąką Najwyższy, podając przyjaźnie rękę dziewczynie.
– Cieszę się, że przyszliście. – Wskazał ręką na sofę, dlatego obydwoje usiedli i czekali, aż Michael zacznie rozmowę, bo nie paliło im się do tego. Michael zniknął jeszcze w drugim pomieszczeniu, zostawiając ich samych. Charlie czuła coś dziwnego, co nie dawało jej spokoju. Jakieś kłucie w klatce piersiowej. Chciała coś zrobić, aby się tego pozbyć, ale nie wiedziała co. W jednej chwili stała się niepewna siebie, skruszona i zła, spoglądając na kolegę.
– Shaun, coś mi się dzieje. Czuję się, jakbym miała zaraz przepraszać cały świat... – powiedziała niepewnie. Nefil spojrzał na nią zdziwiony, lecz po chwili uśmiechnął się głupkowato.
– Czyżby zżerało cię poczucie winy? – spytał. W tej samej chwili wrócił Michael z trzeba kubkami w dłoniach. Podał dwie gościom, a trzecią zostawił na boku, zapewne dla siebie. Charlie przyjęła niechętnie gorącą czekoladę. Zerknęła jeszcze szybko na Shauna, który rozluźnił się.
– Jestem pewien, że Shaun przedstawił ci już sprawę ze spotkaniem z Najwyższymi i zamieszkaniem u mnie. Masz jakieś pytania?
Chciała zapytać, dlaczego w ogóle ma się przeprowadzać, ale powstrzymała się i pokręciła głową.
– Dobrze. – Kiwnął głową, przeszywając Nefilkę swoimi czarnymi oczami. – Przepraszam, że musieliście przyjść tutaj tak późno, cały dzień byłem zajęty, a lepiej się spotkać dziś niż jutro – powiedział szybko, ale Charlie i Shaun nie przejmowali się czasem. – No, okej. Obmówiłem jeszcze sprawę tego spotkania z jednym przyjacielem, który również będzie zasiadał w Ławie razem ze mną, i przedstawimy pomysł, aby pozyskać pomoc od jakiejś rasy. To będzie naprawdę pomocne, ale to może ty zaproponujesz, kogo byśmy mogli wziąć pod uwagę?
Spodobał jej się taki pomysł i zastanowiła się chwilkę. Na pewno nie chciała wciągać żadnej ze stron Dobrych ani Złych. Aniołowie i demony odpadają, chociaż miała ochotę sprzymierzyć się z aniołami, ponieważ uwielbiała ich logiczny sposób myślenia. Po chwili namysłu zdecydowała się wybrać elfów albo krasnoludów. Przedstawiła to Michaelowi.
– Krasnoludy są chciwe, łatwo by nas zdradziły. Elfy to najbezpieczniejszy wybór, ponieważ oni nie angażują się w sprawie zdobycia ciebie. Musisz przekazać ten pomysł na spotkaniu Najwyższych, jestem pewien, że wszyscy się zgodzą.
– Ale w jaki sposób będą nam pomagać? – zapytała.
– Dobre pytanie. Otóż to wyjaśni ci Shaun – zwrócił się do nastolatka – prawda?, ponieważ nie dysponuję odpowiednim czasem. Przepraszam za ściągnięcie was na te kilka minut, na pewno teraz byście spali.
– Nie ma sprawy – odpowiedział za nich Shaun, uśmiechając się promiennie. Razem z Michaelem wyszli razem do innego pokoju, zostawiając dziewczynę znowu samą.
Nie czekając na kolegę przemknęła się przez korytarz i czmychnęła z chatki. Wiedząc już, jak trafić do rezydencji, pobiegła w jej stronę. Nie miała ochoty stanąć twarzą w twarz z Nefilem. Po raz pierwszy czuła się tak zażenowana. Poczucie winy? Nie wiedziała, co takiego złego zrobiła, ale myśli ciągle nakierowywały ją na chamskie odzywki do Shauna. Jęknęła cicho. Chciałaby, aby wszystko powróciło do tego, jak było wcześniej. Nie miała takich problemów, tylko nudne, beztroskie życie.
***

Rano przebudziła się gwałtownie, odchylając na krześle. Spadł z niej koc, ale nie przypominała sobie, aby przykrywała się nim. Pomyślała o Shaunie i od razu klapnęła w czoło dłonią, próbując na razie o nim zapomnieć.
Na biurku leżał otwarty na pierwszej stronie dziennik Xaviera. Zasnęła, nie czytając nawet linijki. Zaspana wstała i podeszła do okna, ponieważ usłyszała ciężkie zamykanie drzwiczek od samochodu na podwórku. Ronny w okularach przeciwsłonecznych rozmawiała z jakimś wysokim gościem, który stał tyłem do okna. To chyba ten Lorcan, pomyślała, marszcząc brwi. Ziewnęła, narzuciła na siebie sweter, po czym wyszła z pokoju. Kiedy domykała drzwi, naprzeciwko niej pojawił się zaspany Shaun z potarganymi włosami. Uśmiechnęła się na ten widok i poczochrała go po głowie, zapominając o incydentach z wczoraj. Zbulwersowany odsunął się od niej i fuknął pod nosem:
– Z czego się śmiejesz?
Nie odpowiedziała na zaczepkę i zeszła po schodach. Gdy była już na parterze, do domu wszedł umięśniony i ogromny mężczyzna w okrągłych okularach przeciwsłonecznych. Rozglądał się po bokach, oceniając stan budynku wewnątrz. Po jego wyrazie twarzy można było wywnioskować, że nie podobało mu się tam. Charlie skrzywiła się, ale nie chcąc po sobie niczego poznać, przeszła szybko do kuchni, gdzie w ekspresowym tempie zrobiła śniadanie dla dwóch osób – dla niej i dla Shauna. W ten sposób miała dać mu do zrozumienia, że chce go przeprosić.
Chwilę później do pomieszczenia weszła Ronny z Lorcanem, śmiejąc się głośno, przez co Nefilka rzuciła im wściekłe spojrzenie.
– Charlie, to jest właśnie Lorcan – oznajmiła Przywódczyni, wskazując radośnie na bruneta. Nefilka skinęła tylko głową, nie patrząc nawet na niego, a następnie dokończyła parzenie kawy. Kiedy się odwróciła, wpadła z impetem na gościa, przez co wytrąciła z ręki łyżeczki.
– Przepraszam – wydukała. Spojrzała do góry, by zobaczyć, jak zareagował. Z przerażenia upuściła na podłogę porcelanę z cukrem, która stłukła się na drobne kawałeczki. Ronny zdziwiona spojrzała na Nefilkę, po czym zaczęła zbierać odłamki.
– Och, Charlie. Nie bój się tego... – powiedziała, kręcąc głową.
Jak się nie bać braku nosa i ust?!, zapytała się Charlie z przerażeniem w myślach.