poniedziałek, 17 marca 2014

Rozdział 3 – I aniołowie mają swoich szatanów, i szatani swoich aniołów

Jeżeli masz trochę oleju w głowie, to radzę nie wchodzić ci tam z powrotem – oznajmiła Ronny, kiedy Charlie wychodziła ze swojego pokoju. – I nie waż się opuszczać dzisiejszego dnia w szkole, już wystarczająco dużo narozrabiałaś.
Charlie skinęła posłusznie głową i poczuła się jak zbesztane dziecko. Czasami Ronny przeginała z tą opieką, ale dziewczyna cieszyła się, że w ogóle może z nią porozmawiać. Wciągnęła głęboko powietrze i ruszyła pustym korytarzem.
Nefilka często wyobrażała sobie, że znajdzie w tym budynku przyjaciela, jednak rzeczywistość nie pokrywała się z jej fantazjami. Wszyscy ci, którzy skończyli niedawno osiemnaście lat, opuścili ten dom, żeby żyć na własną rękę albo, by pójść na Uczelnię Podziemia. Tylko Charlie pozostała tutaj jako „pisklak”. Mieszkali tam też starsi; osoby, które wybrały egzystencję w „bezpieczeństwie” (jednak Charlie mogłaby się spierać, czy ta posiadłość faktycznie zapewnia ochronę). Ostatnio nie rodziło się zbyt dużo Nefilów, a jeżeli już, to z niewiadomych przyczyn ginęli jako niemowlęta. Najwyżsi niepokoili się tym, ale Charlie jakoś to nie ruszało.
Chwyciła mocniej ramiączko plecaka i odwróciła się, spoglądając na swój dom. Czteropiętrowa rezydencja pomalowana na biało z seledynowymi obramowaniami okiennic. Na parterze znajdowała się niewielka weranda, tak, żeby zmieścić z około dwadzieścia osób w razie ewakuacji. Po bokach budynku były malutkie albo duże balkoniki. Antena telewizora wystawała zza dachu, choć i tak nie była tu nikomu potrzebna, bo nikt nie oglądał tv. Charlie mogłaby powiedzieć, że to nic nieznaczący i niewyróżniający się dom, ale wiedziała, że niektórzy wiążą z tym miejscem wspomnienia – zburzenie go z powodu złego ulokowania (stoi na pochyłości, co powoduje, że w każdej chwili po prostu może zrobić wielkie bum!) na pewno nie byłoby dobrą rzeczą. Nefilim zemściłby się na władzach miasteczka, co nie wróżyłoby nic przyjemnego.
Dziewczyna skierowała się w stronę ścieżki, która prowadziła przez las. Aby dostać się do szkoły, musiała przez niego przejść, nie miała innego wyjścia. Nie bała się tamtędy chodzić. Właściwie, to nawet lubiła chadzać po suchej albo wilgotnej trawie (to zależało od pory dnia). Zanuciła piosenkę Whitney Huston, rozglądając się po konarach drzew.
Charlie... – szepnął ktoś w jej myślach. Nefilka gwałtownie się odwróciła, szykując do ataku. Nie zauważyła nikogo, żadnego cienia, żadnego dźwięku, żadnego ruchu. Może mi się tylko zdawało?, wmawiała sobie. Wzruszyła ramionami i przeszła kilka kroków, kiedy ktoś nagle rzucił się na nią i przewrócił ją na ziemię.
Witaj, słoneczko. Myślałaś, że dam ci spokój? – wysyczał długowłosy chłopak, uśmiechając się tryumfalnie. Charlie próbowała go zepchnąć, bo lekki na pewno nie był, jednak to on okazał się w tym czasie szybszym i związał jej nadgarstki, uniemożliwiając jej ruch.
Czego ode mnie chcesz? – wysyczała, patrząc na niego z dołu.
Ja akurat niczego, po prostu odwalam za kogoś czarną robotę – odparł, zaciskając mocniej węzeł. – Może nawet będziesz mi za to dziękować, kto wie?
Charlie zaczęła się wić i kopać napastnika, jednak nie udawało jej się to. Po pięciu minutach dała sobie spokój. Czemu muszę być taka słaba?, zganiała się za brak umiejętności. Chłopak przerzucił ją przez ramię i ruszył przez las. Wcześniej jeszcze zakleił dziewczynie usta, żeby ta nie mogła wrzeszczeć.
Po dziesięciu minutach długowłosy zatrzymał się przy jakiejś małej polance w środku puszczy, na której stała malusieńka chatka. Weszli do środka. Okazało się, że wnętrze wcale nie wyglądało tak, jak tego oczekiwała Charlie. Spodziewała się jakiś rupieci albo nawet łóżka polowego, a tu co? Kolejne wrota, które na pewno nie prowadziły na zewnątrz.
Kiedy tylko przekroczyli próg, zauważyła szkarłatną poświatę bijącą od podłogi. Przymrużyła lekko oczy, po czym podniosła wzrok i zauważyła spływającą krew ze ścian. Krzyknęła głucho, próbując wydostać się z mocnego uścisku chłopaka.
Czarnowłosy postawił dziewczynę na nogi, odwiązując sznury i odklejając taśmę z jej ust.
Nie próbuj uciekać, bo i tak nie trafisz do wyjścia beze mnie – oznajmił, zarzucając jej nonszalancko rękę na ramię. Charlie odsunęła się znacząco i spojrzała na niego z pogardą. Pociągnął ją za sobą, kierując się w stronę czerwonej jaskini. Nefilka musiała przymknąć oczy, bo krwistoczerwony kolor aż raził ją po ślepiach.
Przeszli przez korytarz i od razu znaleźli się w eleganckim salonie. Na oko można było stwierdzić, że należał do jakiegoś mężczyzny. Ciemne meble, posadzka, ściany – jaka dziewczyna chciałaby, żeby jej dom tak wyglądał? Charlie bardzo podobała się aranżacja mieszkania, choć niewiele się tam znajdowało. Czarna kanapa, która stała na środku pokoju, położona była na dużym, okrągłym dywanie. Mebli tu prawie nie było widać, oprócz małego stolika do kawy i niewielkiego telewizora.
Jakby na potwierdzenie tezy Charlie, nagle ktoś wyłonił się zza drzwi i podszedł do swoich gości.
Jak zwykle dobrze się spisałeś, Shaun. Dziękuję, że przyprowadziłeś tutaj pannę Anderson. – Obydwoje podali sobie ręce i skinęli głowami.
Dziewczyna wpatrywała się w nieznajomego z otępieniem. Nigdy w życiu nie spotkała tak przerażającej osoby! Odziany był w ciemny golf i dżinsy, ale to nie przez to Charlie bała mu się dokładniej przyjrzeć. Jego oczy były całkowicie czarne, pozbawione jakiegokolwiek życia; zupełnie, jakby umarły. Spojrzenie mężczyzny przenikało ją na wylot. Wystraszyła się i schowała za Shaunem, odtrącając na moment niechęć do chłopaka.
Czy mógłbyś nas na chwilę zostawić, Shaun? – zapytał, wskazując ręką na wyjście. Długowłosy wycofał się, spoglądając uważnie na Charlie. – Proszę, usiądź.
Nefilka niepewnie przysiadła się do niego i zaczęła nerwowo bawić się palcami, czekając, aż on pierwszy przerwie tę niezręczną ciszę.
Nie zwracaj uwagi na te oczy – zaczął, uśmiechając się lekko pod nosem. Charlie nie mogła go posłuchać, bo gdy na niego patrzyła, miała wrażenie, że mężczyzna patrzy gdzieś za nią, a nie skupia się na jej osobie. Prawda była jednak inna. – Otóż jestem jednym z dziewięciu Najwyższych, ale może zdążyłaś się już domyślić. Nazywam się Michael i jesteś tutaj ze mną po to, żebym mógł w jakikolwiek sposób ci pomóc.
W jaki sposób, proszę pana? – zapytała.
Mów mi po prostu Michael – rzekł, machając przy tym ręką. – Chodzi o twoje bezpieczeństwo, Charlie. Na pewno wiesz o tym, że nie jesteś tylko zwykłą Nefilką. Czy może pamiętasz, kim jest twój ojciec?
Dziewczyna nie odpowiedziała mu. Czuła się jak małe dziecko, które nie ma prawa głosu.
Pewnie nie jesteś świadoma, jakie niebezpieczeństwo czeka na ciebie za każdym rogiem. Po ukończeniu osiemnastego roku życia będziesz najbardziej ściganą ofiarą na tym świecie. Dlaczego? Ponieważ po osiągnięciu pełnoletności przez Innych, każdy przechodzi przez, jakby to powiedzieć, metamorfozę. Jeżeli chodzi o ciebie, to będzie naprawdę wielkie spektrum – jesteś córką Lucyfera i najbardziej zaufanej Serafinki Boga, posiadasz moce niebiańskie jak i piekielne, dlatego każda ze stron zechciałaby cię mieć po swojej, rozumiesz?
To znaczy, że nie mogę opowiedzieć się po żadnej ze stron?
Musimy zachować w Podziemiu równowagę. Nie możemy pozwolić sobie na jakąkolwiek przewagę pomiędzy stworzeniami Piekielnymi czy Niebiańskimi.
No to co ja mam zrobić? – Patrzyła teraz pewnie w jego oczy, odstawiając na bok nieufność do Michaela.
Ty musisz być teraz bardzo czujna, my zajmiemy się resztą. Przydzielimy ci ochronę, która będzie przy tobie cały czas. Chyba Shaun będzie dobrą osobą – oznajmił. Nefilka chciała zaprotestować, ale to chyba byłoby niegrzeczne z jej strony. Zahamowała chęć wyrażenia swojej opinii i usadowiła się wygodniej na kanapie.
Muszę jeszcze coś wiedzieć? – zapytała. Chciała jak najszybciej stamtąd wyjść.
Nie rozmawiaj z nikim podejrzanym, to jedno. Drugie, to uważaj na siebie, Charlie. Będziemy w kontakcie. Jeżeli coś będzie cię trapiło, porozmawiaj z Shaunem. On jest doskonale poinformowany w sprawie. – Wstał z kanapy i podszedł do dziewczyny, podając jej rękę, jakby chciał ją jakoś w ten sposób pocieszyć. Uśmiechnął się lekko i zawołał długowłosego, żeby zabrał Nefilkę do szkoły.
Pożegnali się i razem z Shaunem ruszyła przez szkarłatny korytarz, by wyjść z mieszkania Michaela. Charlie rozglądnęła się za swoim plecakiem. Zapomniała, gdzie go zostawiła. Może na szosie, kiedy czarnowłosy na nią wpadł? Nie pamiętała i chyba mogła pogodzić się ze stratą książek. Odwróciła się do chłopaka, który stał uśmiechnięty, trzymając jej torbę. Wyrwała mu go i syknęła, nie wierząc w jego dobroć. Niedawno chciał ją zaciągnąć do nie-wiadomo-jakiego-miejsca, a teraz taki milutki? Nie wierzyła, nie wierzy i nie uwierzy w żadne jego słowo, to mogła sobie przysiąść.
Jeżeli masz mnie ochraniać, to może zacząłbyś od prysznica? – warknęła, nie siląc się na kulturę. – Tym smrodem mnie raczej zabijesz, niż obronisz przed czymkolwiek.
Naprawdę jest tak źle? – Jego twarz wykrzywiła się w grymasie, nie dowierzając jej słowom.
Nie czujesz? – zakpiła.
Nie mam węchu – odpowiedział szczerze. – Masz jeszcze dwadzieścia minut do lekcji, chyba możemy wstąpić jeszcze na chwilę do mnie, skoro tak przeszkadza ci mój zapach.
Shaun pobiegł szybko w kierunku stromej ścieżki, przywołując gestem ręki Charlie, aby za nim pobiegła. Tak też zrobiła, wydmuchując wcześniej głęboko powietrze. Jeżeli on w taki sposób chce mnie ochraniać, to chyba padnę za pierwszym razem, kiedy ktoś będzie chciał mnie zabić, pomyślała. A może nie powinnam tak wybredzać? On chce mi pomóc, a ja to olewam...
Dziewczyna dorównała mu kroku i przyjrzała się długowłosemu. Uśmiechnęła się, patrząc na jego niewinną twarz. Chłopak jest oddany Michaelowi i po prostu robił to, co Najwyższy mu kazał. Charlie zrozumiała to i pomyślała, że może uda im się zaprzyjaźnić. Kiedyś.